- Gorączka nie występuje obecnie już u ok. 80 procent chorujących na grypę. Szczególnie dotyczy to starszych pacjentów, bo u dzieci do 10. roku życia jest ona (…) obserwowana i wysoka. Jeżeli blokujemy jej wystąpienie, to w ten sposób pozwalamy wirusowi rozwinąć się w naszych komórkach i rozszerzyć infekcję - zaznaczył ekspert.
Jego zdaniem blokowanie gorączki i zażywanie leków aspirynopodobnych przy infekcjach wirusowych jest bezsensowne.
- To nieracjonalne działanie z naszej strony. Oczywiście - blokujemy w ten sposób wszystkie elementy fazy ostrej - ból mięśni, spadek libido pacjenta, ale infekcja przebiega, rozszerza się. Bez przyblokowania syntezy cząsteczek wirusa, które (zablokowanie – PAP) powoduje wysoka temperatura, w naszych komórkach infekcja będzie bez przerwy się rozwijać - dodał naukowiec.
Prof. Kozak wskazał, że w przypadku grypy należy wręcz przyjąć gorączkę jako sprzymierzeńca w zdrowieniu.
- Jest to nasza własna reakcja na zakażenie infekcją wirusową. Tak jest w przypadku wielu innych wirusów, np. ospy. Wirus ten również wywołuje gorączkę, ale pacjenci oczywiście od razu ją zbijają i wówczas ta infekcja trwa i trwa, ciągnie się dużo dłużej niż w przypadku, gdybyśmy gorączki nie zbijali - dodał naukowiec.
Ekspert przypomniał, że przedłużająca się infekcja wywołana grypą może mieć bardzo poważne następstwa - m.in. może przerodzić się w autoimmunoagresję np. nerek czy osłabienie mięśni sercowych.
- Po prostu, gdy blokujemy gorączkę, wirus rozmnaża się bez kontroli, bez pierwszej reakcji na powstawanie infekcji. Zawsze lepiej zmierzyć się z tą gorączką - wyleżeć ją, wypocić, niż reagować farmakologicznie - wspomniał prof. Kozak.
W jego ocenie Polacy zdecydowanie nadużywają środków przeciwgorączkowych i przeciwbólowych - nie poprawiają tym samym stanu swojego zdrowia, tylko je degradują.