Okrągłe, kruche ciastka przełożone warstwą słodkiego kremu znane są na całym świecie. Teraz znalazły się w kręgu zainteresowań dentystów i rodziców chcących nauczyć dzieci poprawnego posługiwania się szczoteczką. Mają być remedium na szybkie, pobieżne i niedokładne mycie zębów przez najmłodszych członków rodzin. Z drugiej strony, ciastko wypełnione cukrami prostymi jest doskonałą pożywką dla bakterii próchnicowych. Czy od tej reguły jest odstępstwo i jak wygląda „test Oreo”, o którym ostatnio tak głośno?

Reklama

– Jest całkiem prosty do wykonania: dziecko je jedno ciemne, kruche ciastko i potem myje zęby, dokładnie tak, jak robiło to do tej pory. Następnie oglądamy buzię i sprawdzamy, czy w żadnych przestrzeniach między zębami nie zostały okruchy. Jeśli tak, technika wymaga poprawy – wyjaśnia lek. dent. Joanna Górkiewicz z Dentim Clinic Medicover w Bydgoszczy.

Charakterystyczne markizy są też znane z tego, że robią sporo bałaganu w buziach dzieci, a w szczególności na zębach. Resztki ciastek wciskają się w zakamarki oraz ciasne szpary między zębami, skąd naprawdę trudno jest się ich pozbyć. Test ten ma pokazać, jak dobrze dziecko radzi sobie z obsługą szczoteczki i czy faktycznie udaje mu się umyć dokładnie zęby. Dzięki słodkiej zachęcie, jaką niewątpliwie jest ciastko, a także potencjalnej korzyści, za którą uznaje się poprawę techniki szczotkowania, niektórzy rodzice stwierdzili, że znaleźli naprawdę dobry sposób. Dentyści jednak ostrzegają: ma on swoje ciemne strony!

Ciemna strona ciastek

Mimo entuzjazmu rodziców metoda wzbudza jednak niemało kontrowersji: spora zawartość cukru i zachęcanie dzieci do jedzenia słodyczy to tylko niektóre z nich. Ponadto wątpliwości wzbudza obiektywność takiego testu, jeśli dziecko zna jego cel, a jest nim przecież jak najdokładniejsze umycie zębów. Nasuwają się również pytania, czy tylko umiejętność posługiwania się szczoteczką odpowiada za efekt ich mycia.

– Wielu dentystów i dietetyków z pewnością chwyciło się za głowy, gdy usłyszało o tej metodzie. Ciastka nie są najlepszym źródłem ani substancji odżywczych, ani tym bardziej nie mają żadnych właściwości pozytywnych pod kątem zdrowia zębów. Ten test pokazuje jednak, że jest duże zainteresowanie wśród rodziców poprawą higieny jamy ustnej pociech i to zachowanie jest na plus, na duży minus jednak zasługuje sposób wykonania. Poszukując dostępnych i tanich metod poprawy zdrowia jamy ustnej, wcale nie musimy uciekać się do podstępu z ciastkami – dodaje dentystka.

Na poprawne umycie zębów ma wpływ wiele czynników, począwszy od czasu mycia, czyli sztandarowych 2 minut, przez szczoteczkę dopasowaną do wieku dziecka, odpowiednie włosie szczoteczki, które może mieć mieszaną długość i twardość, by docierała do zagłębień między zębami, aż po sprawność manualną pociechy. Dużą rolę odgrywa tu edukacja i nauka poprawnego używania szczoteczki, prowadzona przez rodziców. Powinni oni pomagać dziecku i poprawiać umycie zębów aż do momentu, kiedy pociechy będą robiły to dobrze same.

Reklama

Na tym nie kończą się problemy z „testem Oreo”, bo to, co przedstawione jest w nim jako zaleta, jest tak naprawdę jednym z największych zagrożeń, jakie niosą ze sobą słodycze. W tym przypadku chodzi o konsystencję przysmaków, które są lepkie, przez co trudno je usunąć z zębów. To właśnie cukier długo pozostający na zębach znacząco przyczynia się do demineralizacji szkliwa, a w efekcie: powstawania próchnicy. Szczególną uwagę powinno zwrócić się na przestrzenie styczne zębów, w których może rozwinąć się, nieraz niespodziewanie, próchnica międzyzębowa.

Jeśli nie ciastko, to co?

Pasta z fluorem, świeża szczoteczka, mycie zębów dwa razy dziennie i ograniczenie spożycia cukrów – to powinno wystarczyć, by z powodzeniem unikać próchnicy. Jak się okazuje, nie zawsze jednak teoria przekłada się na praktykę, a wiele dzieci boryka się z próchnicą już od najmłodszych lat. Są jednak sposoby, by sprawdzić, czy zęby są prawidłowo umyte. I to bez jedzenia ciastek.

Od wielu lat w każdym gabinecie stomatologicznym, ale też w wielu aptekach dostępne są tabletki, płyny i pasty z barwnikiem ujawniającym niedokładne umycie zębów. Ich użycie nie powinno nastręczyć trudności, bo wystarczy kolorową tabletkę pogryźć, przeżuć i odczekać kilkadziesiąt sekund. Po tym czasie intensywność koloru wskazuje na ilość pozostałego osadu, a tym samym sugeruje, gdzie dziecko nie dosięgnęło szczoteczką. Koszt to zaledwie kilka złotych, a na wizytach adaptacyjnych taka forma zabawy jest proponowana rutynowo – opisuje lek. dent. Joanna Górkiewicz.

Kolory tabletek to najczęściej granatowy, fioletowy czy malinowy, więc dziecko z ciekawością bierze udział w takim niecodziennym eksperymencie. Nie jest on zarezerwowany tylko dla gabinetów, bo barwnik zawarty jest też w niektórych płynach do płukania ust dla kilkulatków. Dzięki temu mogą na bieżąco śledzić, jak bardzo poprawia się ich technika i umiejętność szczotkowania. Zabawy z kolorami, choć bezpieczne, przeznaczone są dla dzieci starszych, które mają już nawyk wypluwania pasty i płukanki. Co ważne – tabletki nie zawierają cukru, więc nie zwiększają ryzyka próchnicy.