- Dzieci zidentyfikowanych jako zakażone mamy mniej niż dorosłych. Sami zadajemy sobie pytanie, czy to znaczy, że one rzadziej chorują, czy chorują łagodnie i nikt ich nie bada; rzadziej przecież obejmowane są także badaniami przesiewowymi. Natomiast dzieci chore również trafiają do szpitali – tylko najczęściej dopiero tam okazuje się, że są zakażone – mówił PAP prof. dr hab. n. med. Jacek Wysocki z Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.
Jak podkreślił, to, co nas zastanawia jako pediatrów, to fakt, że zakażone bywają także niemowlęta; w ostatnich dniach na moim oddziale był najmłodszy zakażony noworodek, zaledwie dwutygodniowy.
Prof. Wysocki zaznaczył, że kluczowym pytaniem jest, w jaki sposób dochodzi do zakażeń wśród dzieci.
- Wydaje się, że dzieci zakażają się przede wszystkim z otoczenia, ale i to otoczenie może być dwojakie. Mogą to być albo osoby bliskie; jak mama, tata, którzy pracują, wychodzą na zewnątrz. Widzimy też jednak dosyć nieodpowiedzialne zachowania, jak na przykład wychodzenie z niemowlętami na zakupy i wjeżdżanie z nimi w wózkach do dużych sklepów. Nawet jeżeli tam wszyscy mają maseczki – to te dzieci się tam nie powinny po prostu znaleźć – zaznaczył.
Profesor wskazał, że o ile otwarta przestrzeń może być traktowana jako nieco bardziej bezpieczna, to wszelkie zamknięte przestrzenie, jak sklepy, galerie handlowe, szkoły, kościoły, czy hale sportowe powinny być omijane „bardzo szerokim łukiem”.
- Rodzice powinni teraz zachowywać maksimum ostrożności i rozsądku i się tam z dziećmi po prostu nie zjawiać. Dzieci maseczek nie mają i jadą w wózkach, które są średnio na wysokości ok. 70-80 centymetrów – a wszyscy dorośli są zdecydowanie wyżej od nich. Podczas mówienia, kaszlu, kichania, wszystkie te kropelki spadają ku dołowi i są to sytuacje dla dzieci naprawdę bardzo niebezpieczne – mówił.
Profesor podkreślił, że w czasie pandemii – aby chronić zdrowie dzieci – należałoby ograniczyć także kontakty z sąsiadami, czy znajomymi. - Dzisiaj – przy tej liczbie zakażeń w kraju – nie wiemy, kto jest zakażony, a kto nie jest. Tak jak wiosną, to były rzadziej występujące, pojedyncze przypadki, to dzisiaj wokół nas już na pewno są osoby zakażone – dla dzieci takie kontakty mogą być niebezpieczne – wskazał.
Ekspert w rozmowie z PAP zaznaczył, że nie ma dowodów, by do zakażenia koronawirusem mogło dojść w łonie matki. Jak tłumaczył, problem pojawia się jednak natychmiast po porodzie.
Profesor wskazał, że obowiązują specjalne wytyczne na oddziałach ginekologiczno-położniczych i noworodkowych, dotyczących opieki nad noworodkami, których matka jest zakażona SARS-CoV-2.
- W takich sytuacjach ważne jest izolowanie, na ile to konieczne, aby nie doszło do zakażenia dziecka od matki – bo przebieg choroby u noworodków także bywa bardzo ciężki. Należy też wziąć pod uwagę, że jeśli urodzi się wcześniak, to u niego jednym z najsłabszych punktów są właśnie płuca i odporność. Jeżeli więc weźmiemy pod uwagę te dwa elementy, to potencjalne zakażenie Covid-19 staje się bardzo poważnym wyzwaniem – powiedział.