Dziennikarze publicznej telewizji FR3 odwiedzili w ostatnich dniach dwie rodziny mieszkające w pobliżu Bordeaux. W każdej z nich dwoje rodziców, gromadka dzieci, ale - jak podkreśla jedna z matek - mieszkają "na szczęście w dużym domu z ogrodem, położonym w spokojnej dzielnicy”.

Reklama

Dzielnica nie gwarantuje jednak spokoju wewnętrznego, ponieważ piątka pociech w wieku od 5 do 15 lat, „mimo starań i dobrej woli”, nie potrafi spędzić dnia w spokoju.

Rodzice mają tutaj trudny wybór – pozwolić dzieciom po lekcjach w trybie zdalnym pozostać przed niezdrowym dla oczu i umysłu ekranem, czy też dać im się trochę wyszaleć, co „bardzo utrudnia, a nawet uniemożliwia zdalną pracę” rodzicom – na co skarżył się, choć z uśmiechem, ekspert od wystąpień publicznych Renaud Borderie.

Borderie podczas zamknięcia prowadzi kursy przez internet, ale musi to połączyć z czuwaniem nad czwórką dzieci, gdyż jego żona pracuje, opiekując się dziećmi personelu medycznego.

Tymczasem dla Sophie Morel najtrudniejsze jest codzienne przygotowanie obiadów dla sześciu osób. Choć jej mąż wcześnie wstaje do pracy i późno z niej wraca, nieźle daje sobie radę z bawieniem dzieci i nadzorowaniem ich nauki.

Morel jest fizjoterapeutką, która musiała zamknąć swój gabinet ze względu na dekret zakazujący wychodzenia z domu. „Jestem równie zajęta i zmęczona, jak wtedy, gdy pracowałam, ale mniej zestresowana i mniej zalatana” – zwierza się reporterce.

Jest pełna podziwu dla nauczycielek, które niezależnie od „telenauki” utrzymują bezpośredni kontakt z dziećmi, dzwoniąc do nich i pisząc maile.

Reklama

„Życie rodzinne przez 24 godziny na dobę to bardzo intensywne przeżycie i jest równie niespodziewanym, co wzbogacającym doświadczeniem” – twierdzi Borderie. "Bardzo byśmy jednak chcieli, by szybko się skończyło" - przyznaje, zarzekając się, że nie ma na myśli rozluźnienia więzów rodzinnych.

„Kryzys koronawirusa albo powrót do rodzinnych korzeni” – to z kolei tytuł artykułu Victora-Isaaca Anne opublikowanego w konserwatywnym tygodniku „Valeurs Actuelles”.

"Rodzina, fundament społeczeństwa, jest wartością-sanktuarium, azylem w tym burzliwym czasie" – pisze autor artykułu i za „okrutną ironię” uważa, że o jej wadze przypomina kryzys epidemiczny. Dzieje się to „na przekór prorokom dekonstrukcji i mimo współczesnej ewolucji prawa” - dodaje.

Z Anne zgodziłby się zapewne biskup pomocniczy Reims Bruno Feillet, który powiedział, że rodzina opierająca się na więzach krwi jest komórką naturalnej solidarności. Duchowny wyraził też nadzieję, że „gdy kryzys będzie już za nami (…) znaczenie więzów rodzinnych nadal zajmować będzie zasadnicze miejsce w naszej mentalności”.

Rodzina, długo przedstawiana jako „miejsce ucisku i najwyższej alienacji”, została zrehabilitowana dzięki tragedii koronawirusa - twierdzi cytowany w artykule „Valeurs Actuelles" były minister oświaty, filozof Luc Ferry. Wyraził przekonanie, że „odnaleziona wartość rodzinna” oznacza „powrót do tego, co zasadnicze, i upadek wartości postmodernistycznych” - i to „niezależnie od tego, czy okaże się trwała, czy tylko przelotna.