Specjalistka, która jest kierownikiem Zakładu Chemii Wydziału Farmaceutycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, odniosła się do niedawno opublikowanego raportu Najwyższej Izby Kontroli, dotyczącego jakości suplementów dostępnych na polskim rynku. - Dotyczy on przede wszystkim produktów oferowanych w internecie, a nie w sklepach czy tym bardziej w aptekach - podkreśliła. Dodała, że sprzedaż w sieci nie podlega żadnej kontroli.

Reklama

Z raportu NIK wynika, że wiele badanych na jej zlecenie suplementów diety nie wykazuje właściwości deklarowanych przez producentów. Zarzuty te dotyczą zarówno produktów oferowanych w internecie, jak i w punktach stacjonarnych oraz w aptekach.

Prezes Polskiej Federacji Producentów i Dystrybutorów Suplementów Artur Jan Czuchaj przekonywał, że sprzedaż zakwestionowanych w badaniach NIK suplementów w 90 proc. dotyczy tych sprzedawanych za pośrednictwem sieci. - Produkty zafałszowane zawierające amfetaminę oferowane były jedynie za pośrednictwem internetu - podkreśliła dyrektor PFPiDS Anna Mossakowska-Ziemniak.

Prof. Iwona Wawer podkreślała, że w Polsce producenci na ogół przestrzegają najwyższych standardów jakości produkcji suplementów. - Nie różnią się pod tym względem od wytwórców w Europie Zachodniej - dodała. Dyrektor ds. badań i rozwoju w Olimp Laboratories w Dębicy Piotr Kula zaznaczył, że na Podkarpaciu suplementy wszystkich producentów są kilka razy w miesiącu kontrolowane przez Główny Inspektorat Sanitarny.

Jedynie firmy nastawione na szybki zysk mogą próbować wprowadzać w błąd konsumentów, a nie producenci, którzy działają na rynku suplementów od wielu lat - podkreślił Kula.

Kierownik Zakładu Antybiotyków i Mikrobiologii Narodowego Instytutu Leków w Warszawie prof. dr hab. Stefan Tyski zwrócił uwagę, że jakość produktów opuszczających zakład wytwórcy nie zawsze jest taka sama jak ta, która dociera do konsumenta. Jako przykład podał probiotyki, które - zaznaczył - „od wielu lat są w Polsce złej jakości”.

Ważna jest stabilność probiotyku, a nie tylko to, czy w chwili wyprodukowania zawiera on odpowiednią ilość szczepów bakterii o udowodnionych właściwościach prozdrowotnych - podkreślił specjalista.

Prof. Tyski powołał się na przeprowadzone przed kilkoma laty w Narodowym Instytucie Leków badania, które ujawniły, że w chwili dopuszczenia do obroty probiotyki zawierały liczne bakterie, które powinny mieć, ale po pewnym czasie ich przechowywania, mimo że nie minął jeszcze termin ważności, było ich bardzo mało albo nie było ich w ogóle.

Mamy bałagan na rynku probiotyków - ocenił. Dodał, że niektórzy producenci podają w ulotce produktu, że można go przechowywać w temperaturze pokojowej, tymczasem najlepsze warunki można zapewnić jedynie w chłodni. Prof. Wawer przyznała, że poza probiotykami po pewnym czasie mogą tracić swe właściwości również inne suplementy diety, np. te zawierające witaminę C lub D, nawet te wytwarzane przez renomowane firmy. - Również kapsułki z kwasami omega-3 tracą swe właściwości, kiedy wystawiane są w miejscach, w których narażone są na zbyt silne światło - dodała.

Reklama

Zdaniem prof. Wawer suplementy diety powinny być oferowane głównie w aptekach, ponieważ tam są najlepsze warunki do ich przechowywania. - W razie wątpliwości łatwo również sprawdzić, skąd pochodzi dany produkt. Poza tym farmaceuta może lepiej doradzić, czego potrzebuje konsument - podkreśliła.

Prof. Tyski zaproponował, żeby producenci sami wyrywkowo proponowali suplementy do zbadania w Narodowym Instytucie Leków. Prezes federacji suplementów Artur Jan Czuchaj uznał, że nikt nie będzie ufał takim badaniom, ponieważ będą podejrzenia, że są manipulowane. - Nie naszą rolą jest tropić i eliminować z rynku nieuczciwych producentów - podkreślił. Prof. Wawer powiedziała, że tropieniem nieuczciwych producentów suplementów powinny zajmować się organa ścigania i prokuratura, a w razie uchybień należy wymierzać dotkliwe kary, żeby zniknęli oni z rynku.