Pani profesor, pojawiła się hipoteza, że SARS-CoV-2 indukuje, a przynajmniej przyśpiesza, wystąpienie cukrzycy u dzieci. Czy faktycznie da się to tak "na twardo" powiedzieć?

Reklama

Prof. Agnieszka Szypowska: Z cukrzycą sprawa jest o tyle trudna, że ta choroba bardzo długo pozostaje w ukryciu, nie daje żadnych objawów, dopiero po pewnym czasie od zachorowania, a to mogą być tygodnie, miesiące bądź nawet lata, gdy dochodzi do pełnoobjawowej cukrzycy. Dopiero na tym etapie ci pacjenci są diagnozowani. Natomiast, jeśli chodzi o tego koronawirusa, to od pewnego czasu już wiadomo, że wirusy mogą być aktywatorami cukrzycy. Mogą sprawić, że proces autoagresji się rozpocznie, przyśpieszy proces niszczenia komórek beta, a tym samym ten moment, kiedy pojawi się pełnoobjawowa cukrzyca.

Proszę wyjaśnić, jaki jest proces powstawania dziecięcej cukrzycy, co się dzieje w organizmie?

Cukrzyca typu I, czyli ta dziecięca (nie należy mylić jej z cukrzycą typu II, zazwyczaj dotykającej osób dorosłych), to żeby wystąpiła, musimy mieć u dziecka predyspozycję genetyczną do chorób z autoagresji. Układ immunologiczny nie jest dostatecznie wyedukowany, "niedouczone" komórki układu odpornościowego nie są niszczone w grasicy, gdzie dochodzi do procesu uczenia, w związku z czym mogą – przy odpowiednich czynnikach środowiskowych – aktywować się przeciwko samym sobie, powodując różne choroby autoimmunologiczne. W przypadku cukrzycy typu I ta aktywacja będzie powodowała niszczenie komórek, które produkują insulinę, czyli komórek beta trzustki.

Reklama

Czyli układ immunologiczny, choć nic złego się nie dzieje, wydaje rozkaz, żeby komórki odpornościowe niszczyły komórki trzustkowe, gdyż – choć te są niezbędne – on traktuje je jako zagrożenie?

Tak. Rozpoznaje te komórki jako coś obcego i zaczyna je niszczyć. W innych chorobach wynikających z autoagresji, zamiast komórek trzustki będą to np. komórki tarczycy, co będzie prowadziło do jej niedoczynności. I tu, tak samo jak w cukrzycy, na początku nie ma żadnych objawów, natomiast badaniem z krwi możemy stwierdzić obecność przeciwciał.

Przeciwciał?

Reklama

Tak samo, jak w przypadku COVID-19, wykrywamy przeciwciała, z czego wnioskujemy, że układ immunologiczny jest aktywny, tak i w chorobach z autoagresji są określone przeciwciała, które możemy wykrywać. Tak np. w przypadku chorób tarczycy poziom hormonów tarczycy może jeszcze być prawidłowy, ale obecność określonych przeciwciał da nam znać, że proces autoagresji już się rozpoczął. Tak samo jest z cukrzycą – jeszcze dziecko nie będzie miało żadnych objawów, a już będą obecne przeciwciała.

Nie będzie jeszcze wzmożonego pragnienia, sikania po nocy, ale choroba już będzie obecna?

Organizm człowieka ma taką cudowną zdolność, że długo potrafi sobie radzić z różnymi problemami. Natomiast insulina jest absolutnie niezbędnym hormonem do tego, żeby nasze komórki przyswajały pożywienie, bez niej to jest niemożliwe.

Nie przyswajają żadnego jedzenia, czy tylko węglowodanów i cukrów? Bo tłuszcze to już chyba tak?

Praktycznie żadnego. Kiedyś sobie radzono z cukrzycą w ten sposób, że pacjenci byli na diecie ketogennej - dużo tłustego, zero węglowodanów – ale to doprowadzało do wyniszczenia organizmu, dramatycznej utraty masy ciała, wręcz kacheksji – proszę sobie przypomnieć wyniszczone postacie więźniów ze zdjęć z obozów koncentracyjnych: goły szkielet obciągnięty skórą.

Na szczęście dziś jest insulina, mamy czym leczyć, ale jeszcze sto lat temu cukrzyca typu I była chorobą nieuleczalną.

W momencie, kiedy proces autoagresji się rozpocznie i pojawią się przeciwciała, u każdej osoby będzie to przebiegało inaczej. U jednej niszczenie komórek beta będzie błyskawiczne, i to są dzieci, które mogą zachorować w wieku nawet np. 10 miesięcy, u innych ten proces będzie przebiegał mniej dynamicznie, może trwać latami – stopniowo komórki trzustki będą produkowały insuliny coraz mniej, ale, jako że mają skłonność do generowania nadprodukcji, przez jakiś czas organizm będzie sobie radził.

Natomiast w momencie, kiedy cukrzyca jest rozpoznawana, to ok. 80 proc. komórek beta jest nieaktywnych.

Jak rozumiem – dopiero kiedy następuje już duże zniszczenie, pojawiają się objawy.

Tak się dzieje, bo organizm nie jest już sobie w stanie poradzić z brakiem insuliny, gdyż ilość glukozy, paliwa, które napędza nasz organizm, jest tak mała, że komórki nie są już w stanie jej metabolizować i prowadzić przemiany materii.

Dochodzi wtedy do bardzo dużego stężenia glukozy we krwi, gdyż nie jest ona w stanie wejść do środka komórki, organizm to wszystko wypłukuje, stąd nadmierne pragnienie i wydalanie dużej ilości moczu, w którym także pojawia się glukoza - to forma oczyszczania organizmu z jej nadmiaru. Także pragnienie jest metodą na oczyszczanie krwi, gdyż taki gęsty syrop, składający się z krwi i glukozy, to nie jest ciecz, która w sposób prawidłowy przepływa przez naczynia krwionośne.

Co się dzieje z ciałem, kiedy zamiast krwi w żyłach płynie glukozowy syrop?

Organizm to nie perpetuum mobile, musi w jakiś sposób zaczerpnąć energii; jak jej nie dostaje – bo glukoza nie jest przyswajana – zaczyna spalać własny tłuszcz, z niego czerpie zasilanie. Ale ze spalaniem tłuszczu jest podobnie, jak wówczas, kiedy chcemy w kominku spalić dużą kłodę drewna – jak nie ma podpałki, w tym przypadku glukozowej, to z tego spalania niewiele wynika. Choćby z tego powodu, że produkuje się dużo ciał ketonowych. To jest w dużej mierze aceton. Proszę sobie wyobrazić, że dolewamy do krwi mnóstwo acetonu, czyli rozpuszczalnika, toksycznej substancji, której duże stężenie powoduje utratę przytomności i śpiączkę.

Słyszałam, że na oddziały szpitalne trafiają mali pacjenci w tzw. kwasicy acetonowej. Co to oznacza?

Dochodzi do obniżania się pH krwi, czyli zwiększania jej kwasowości, pojawiają się objawy zatrucia, czyli wymioty, ciężki oddech, bo w wydychanym powietrzu wydalany jest aceton.

Dochodzi do odwodnienia – pacjenci tracą wodę wraz z wymiotami, ale też cały czas oddają mocz. Wreszcie dochodzi do zaburzeń świadomości, a na koniec do śpiączki cukrzycowej. Jest to stan pełnego zagrożenia życia.

Nie można tego wcześniej przewidzieć?

Otóż nie, z naszych doświadczeń wynika, że w ponad 80 proc. przypadków takie bardzo chore już dziecko to jest pierwszy przypadek, kiedy cukrzyca pojawia się w rodzinie, więc nikt nie jest na to gotowy.

Rozmawiała: Mira Suchodolska