Specjaliści w dziedzinie alergologii i immunologii mówili o tym w piątek (3 grudnia) na konferencji prasowej w Warszawie.

Prof. Krzysztof Kowal, przewodniczący Sekcji Immunoterapii Polskiego Towarzystwa Alergologicznego, przypomniał, że w przypadku alergii sezonowych, jaką jest alergia na jad owadów błonkoskrzydłych (osy, pszczoły, szerszenia), zima jest bardzo dobrym okresem, żeby wprowadzić profilaktykę w postaci immunoterapii alergenowej (potocznie zwanej odczulaniem). „Zimą powinniśmy - o ile jest to możliwe -rozpoczynać immunoterapię alergenową, po to żeby chory mógł się dobrze zaadaptować do alergenu przed sezonem i ewentualnym użądleniem” – wyjaśnił specjalista.

Reklama

Prof. Marek Jutel, prezydent Europejskiej Akademii Alergologii i Immunologii Klinicznej (EAACI) zaznaczył, że zastosowanie odczulania zabezpiecza pacjenta przed wystąpieniem po użądleniu reakcji uogólnionej, która w najcięższej postaci jest określana jako wstrząs anafilaktyczny i zagraża życiu. Jest to zatem działanie profilaktyczne, które w dalszej perspektywie ratuje życie, ocenił.

Eksperci zwrócili uwagę, że w Polsce ok. 3 tys. osób z alergią na jad owadów jest poddawanych odczulaniu w ponad 30 ośrodkach. Jest to zaledwie kilka proc. z grupy kilkudziesięciu tysięcy tych, którzy potrzebują zastosowania immunoterapii alergenowej.

Reklama

Za główną przyczynę tego specjaliści uznali to, że w naszym kraju refundowane jest odczulanie na jady owadów błonkoskrzydłych prowadzone wyłącznie w ośrodkach szpitalnych. - Istnieje możliwość prowadzenia tego leczenia ambulatoryjnie, ale jest ono w 100 proc. odpłatne - podkreślił prof. Jutel. Dodał, że odczulanie we własnym zakresie to duże obciążenie dla domowego budżetu, a pacjenci mają różny status materialny. Dlatego chorych, którzy odczulają się w ambulatorium jest niewielu.

Grzegorz Baczewski, prezes Fundacji Centrum Walki z Alergią, zwrócił uwagę, że wielu pacjentów rezygnuje z immunoterapii alergenowej ze względu na to, że leczenie trwa ok. pięciu lat, a dojazdy do szpitali oddalonych od miejsca zamieszkania są uciążliwe. Jeśli odczulanie dotyczy nastolatka, to jeden z rodziców musi brać wówczas dzień wolny z pracy.

Co więcej, w dobie pandemii wiele osób rezygnuje z tego leczenia ze względu na strach przez zakażeniem koronawirusem. Prof. Jutel zaznaczył, że ze względu na czwarta falę pandemii bardzo wiele osób, które już powinny być odczulane, ma w tej chwili odłożone procedury. - To będą kolejne pośrednie ofiary COVID-19, kiedy na wiosnę dojdzie do kolejnych użądleń i wystąpią ciężkie reakcje alergiczne – powiedział.

Reklama

Podkreślił, że sytuacja w Polsce, gdzie refundowane jest tylko odczulanie w warunkach szpitalnych, jest odmienna od sytuacji w krajach UE.

- My nie widzimy żadnego uzasadnienie, dlaczego pacjent, który jest ubezpieczony, może uzyskać pełną refundację leczenia w szpitalu, a zupełny brak refundacji leczenia ambulatoryjnego. Dochodzi do swego rodzaju dyskryminacji pacjentów – ocenił prof. Jutel.

Co więcej, zdaniem ekspertów przeniesienie odczulania na jad owadów ze szpitali do warunków ambulatoryjnych mogłoby być opłacalne dla systemu ochrony zdrowia.

Prof. Marcin Czech, prezes Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego, przytoczył analizy, z których wynika, że już na 1000 pacjentów leczonych ambulatoryjnie można by zaoszczędzić 40 mln zł. Leczenie szpitalne jest najbardziej obciążające dla budżetu.

Jak wyjaśnił prof. Czech, uwzględniając fazę inicjującą immunoterapii alergenowej oraz fazę podtrzymująca, która trwa pięć lat, cała procedura w trybie szpitalnym kosztuje łącznie 63 tys. zł. W trybie ambulatoryjnym koszty te wynoszą 20 tys. zł na pacjenta.

- Pozwoliłoby to uzyskać 40 mln oszczędności i odczulić trzy razy więcej osób. Przypuszczamy, że wówczas chęć do odczulania byłaby większa ze względu na łatwiejszy dostęp do leczenia, krótszy czas trwania procedury, brak konieczności dojazdu do szpitala i tracenia dnia pracy, czyli tego co w farmakoekonomice określa się jako koszty pośrednie – tłumaczył specjalista.

Podkreślił, że procedura szpitalna byłaby nadal zachowana na przykład dla tych osób, które ze względów bezpieczeństwa powinny być odczulanie w szpitalu. - My nie zamykamy drogi szpitalnej, ale proponując racjonalizację chcielibyśmy, aby dla większości tych, u których bezpiecznie można tę procedurę przeprowadzić w lecznictwie ambulatoryjnym, mogła być ona tam prowadzona – wyjaśnił prof. Czech.

W filmie nagranym specjalnie na konferencję prasową Guenter Sturm, przewodniczący Grupy Roboczej ds. Nadwrażliwości na Jad Owadów Europejskiej Akademii Alergii i Immunologii Klinicznej (EAACI), podkreślił, że preparaty typu depot (czyli o przedłużonym uwalnianiu) stosowane w odczulaniu w lecznictwie ambulatoryjnym mają bardzo podobny profil skuteczności do preparatów wodnych stosowanych w trybie szpitalnym. Jest to również terapia bardzo bezpieczna.

- Niezwykle ważne jest, byśmy ten okres zimowy wykorzystali i odczulili jak najwięcej pacjentów. W naszym klimacie mamy do czynienia z sezonowością, reakcje pojawiają się, gdy wznowiony jest sezon lotu owadów. Wtedy mamy najsilniejsze reakcje, największe zagrożenie dla pacjentów i jest wiele zgonów wiosną. A jeżeli teraz mamy ograniczony dostęp do szpitali, to moglibyśmy tym ludziom pomóc w warunkach ambulatoryjnych. Mamy jednak związane ręce – podsumował prof. Jutel.

23 listopada w odpowiedzi na pytanie PAP o to, na jakim etapie znajdują się prace refundacyjne nad immunoterapią alergenową typu depot, Jarosław Rybarczyk z Biura Komunikacji MZ napisał, że postępowanie refundacyjne jest w toku i ostateczna decyzja w sprawie nie została wydana.