Wyobraźmy sobie, że na przykład jutro Warszawa czy każde inne miasto dostaje podobny sygnał, jak we Włoszech. Nagle wszyscy zostajemy w domach, nie idziemy do pracy, dzieci nie idą do szkoły, zaczynamy żyć w mieście zamkniętym. To się może wydarzyć - ostrzegał dr Paweł Grzesiowski w TOK FM.

Reklama

Nie wiemy wszystkiego o ognisku we Włoszech. Nie wiemy, którędy wirus się tam rozprzestrzenił - odpowiadał dr Grzesiowski. Ekspert zwrócił uwagę, że jeszcze kilka dni temu, liczba osób zarażonych we Włoszech nie odbiegała od sytuacji w innych krajach europejskich. Jak tłumaczył, wcześniej ogniska choroby powstawały, ponieważ do europejskiego kraju przyjeżdżał ktoś, kto był wcześniej w Chinach. - W tej chwili w ciągu trzech dni liczba przypadków (we Włoszech - red.) z 20 wzrosła do ponad 150. Widać, że gdzieś wirus przełamał już tę barierę zachorowań wyłącznie dotyczących osób, które były w Chinach. Chorują już ludzie, którzy tam nie byli - podkreślał.

W ostatnich dniach we Włoszech zaobserwowano wzrost przypadków zakażenia koronawirusem; siedem osób zmarło.

Koronawirus Covid-19, który wykryto w grudniu w mieście Wuhan, stolicy prowincji Hubei w środkowych Chinach, może wywoływać groźne dla życia ostre zapalenie płuc.

Do tej pory w Chinach kontynentalnych odnotowano 77 150 zakażeń koronawirusem, w tym 2 592 przypadki śmiertelne.