Jak podkreślił dyrektor Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc, prof. Kazimierz Roszkowski-Śliż, wbrew informacjom, które ostatnio pojawiały się w mediach, nie jest prawdą, że gruźlica w Polsce powraca. "Ona była i jest obecna, ale zapadalność na nią systematycznie spada" - zapewnił specjalista. Według niego, informacje te mogą mieć związek z faktem, że w niektórych województwach liczba zachorowań na gruźlicę jest wyższa - np. w województwie lubelskim jest ich trzykrotnie więcej niż w lubuskim.
Prof. Roszkowski-Śliż przypomniał zarazem, że po II wojnie światowej Polska należała do krajów o najwyższej zapadalności na tę chorobę. Dlatego - mimo spadku liczby zachorowań - wciąż jest ona większa niż w państwach "starej" Unii Europejskiej.
Z danych przedstawionych przez dr hab. Marię Korzeniewską-Kosełę, która w instytucie kieruje Zakładem Epidemiologii i Organizacji Walki z Gruźlicą, od lat 50. XX wieku zapadalność na gruźlicę w Polsce spadła dziesięciokrotnie. Na przykład w 1957 r. odnotowano ponad 82 tys. zachorowań, podczas gdy w roku 2009 - 8 236.
Pozytywnym zjawiskiem jest również to, że - w przeciwieństwie do lat powojennych - obecnie na gruźlicę zapada niewielki odsetek dzieci i młodzieży (w 2009 r. zachorowania w grupie wiekowej do 14. roku życia stanowiły 1,2 proc. wszystkich nowych przypadków gruźlicy), a najwięcej zachorowań stwierdza się u osób starszych, zwłaszcza po 60. roku życia. "To dowodzi, że do nowych zakażeń prątkiem dochodzi w Polsce rzadko, a na gruźlicę zapadają głównie osoby zakażone nim w przeszłości" - podkreśliła specjalistka.
Co więcej, z badań epidemiologicznych przeprowadzonych w województwie mazowieckim wynika, że mniej niż jedna piąta dorosłych Polaków jest obecnie zakażona tą bakterią i może zachorować na gruźlicę w przyszłości. Aż 43 proc. z nich stanowią osoby po 60. roku życia.
"Gruźlica jest specyficzną chorobą, w której zakażenie prątkiem nie oznacza zachorowania" - przypomniała dr Katarzyna Lewandowska, która prezentowała rezultaty badań. Prątki bytują w organizmie w postaci "uśpionej" i mogą ulec aktywacji, gdy z różnych przyczyn dojdzie do osłabienia odporności. Gruźlica rozwija się u 3-8 proc. osób zakażonych.
Według dr Korzeniewskiej-Koseły, w Polsce rzadko występuje zjawisko oporności prątków gruźlicy na leki. Według danych instytutu, gruźlicę wywołaną najgroźniejszymi prątkami z tzw. wielolekoopornością rozszerzoną (XDR) wykryto w latach 2000-2009 u 19 chorych. Dla porównania w Rumunii w samym 2009 r. było to 22 chorych.
Jak ocenił prof. Roszkowski-Śliż, w Polsce jednym z największych problemów jest to, że wielu chorych na gruźlicę należy do osób zagrożonych wykluczeniem społecznym. Ci pacjenci późno zgłaszają się do lekarza, nie przestrzegają zaleceń lekarskich i często przerywają terapię. Jest to groźne nie tylko dla nich, bo choroba może nawracać, ale też dla społeczeństwa, gdyż zwiększa ryzyko pojawienia się szczepów opornych na dostępne leki. Zdaniem specjalisty, rozwiązaniem mogłoby tu być tzw. leczenie bezpośrednio nadzorowane, za które odpowiadaliby lekarze podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) i pielęgniarki środowiskowe.
Choć dostępne leki pozwalają wyleczyć z gruźlicy prawie wszystkich chorych, to nie bez znaczenia jest wczesne diagnozowanie choroby. W Polsce gruźlica jest jednak często wykrywana zbyt późno. Winę za to ponoszą zarówno pacjenci, którzy bagatelizują symptomy, jak i lekarze POZ, którzy chorym z utrzymującymi się objawami ze strony układu oddechowego - kaszel, odkrztuszanie plwociny, duszność - przepisują kolejny antybiotyk, zamiast wysłać ich na badanie rtg klatki piersiowej - zaznaczył prof. Roszkowski-Śliż.