Glejak wielopostaciowy (GBM) – bo o tym raku mowa – jest wyjątkowo złośliwym nowotworem, niezwykle trudnym do operacyjnego usunięcia. Naukowcy ze School of Medicine and Public Health uniwersytetu w Wisconsin przyjrzeli mu się dokładniej i znaleźli dowód na to, że zachorowalność na glejaka ma związek z zarażeniem cytomegalowirusem (HCMV).
Cytomegalowirus jest pospolitym wirusem. Jego nosicielami jest – jak się szacuje – nawet ponad połowa Amerykanów. Problem zaczyna się, gdy HCMV przeniesie się na płód. Wtedy dziecko może urodzić z poważnymi wadami rozwojowymi, a czasem nawet martwe. Cytomegalowirus groźny jest również dla osób o osłabionej odporności. A teraz amerykańscy naukowcy znaleźli dowody, że przyczynia się do wywołania raka mózgu.
„Od 15 do 20 nowotworów u ludzi ma związek z zakażeniem wirusami i ta liczba stale rośnie” - twierdzi doktor Robert Kalejta, specjalista od HCMV na uniwersytecie w Wisconsin, który współprowadził badania nad glejakiem.
Odkryciem na ten temat amerykańscy naukowcy podzielili się na łamach magazynu „Journal of Virology”. Jak piszą w periodyku, z badań, które prowadzili wynika, że nosiciele HCMV są bardziej podatni na wystąpienie złośliwego nowotworu mózgu. Poza tym uczeni znaleźli cytomegalowirusa w 75 procentach próbek komórek glejaka wielopostaciowego, co wyraźnie wskazuje na związek między HCMV a GBM.
>>> Czytaj także: Przez antykoncepcję mężczyzna ma raka
Odkrycie to – choć niepokojące – daje jednak nadzieję na wykorzystanie go w terapii. Bo jeśli wirus tak łatwo przenika do guzów nowotworowych, to być może istnieje szansa, by wykorzystać go w przyszłości jako swoisty nośnik leków antyrakowych, które dzięki niemu będą trafiały dokładnie w ognisko choroby.