Artykuł powstał przy współpracy z firmą MERCK
Łatwo rozpoznać raka z komórek Merkla?
Prof. Piotr Rutkowski: I tak, i nie. Często na skórze pojawia się jakieś uwypuklenie, zaczerwienienie, owrzodzenie, czerwony guzek o gładkiej powierzchni z licznymi widocznymi naczyniami krwionośnymi. Zazwyczaj na tych partiach ciała, które są najbardziej wystawione na słońce
– w połowie przypadków dotyczy to głowy i szyi oraz w 40 proc. występuje na kończynach. Ale nie ma bardzo charakterystycznych cech. Zasada jest taka, że kiedy pojawiają się jakieś niepokojące zmiany na skórze, należy po prostu udać się jak najprędzej do dermatologa albo chirurga onkologa. Bo mówimy o bardzo trudnym nowotworze.
Co to znaczy?
Nowotwory skóry to najczęstsze nowotwory u ludzi, z których większość daje się wyleczyć – jak podstawnokomór-kowyczy kolczystokomórkowy. Jednocześnie dużo rzadziej występujące czerniaki odpowiadają za większość zgonów w tej grupie chorób, choć i tu jest znaczny postęp dzięki nowym terapiom. Ale ten nowotwór spowodowany komórkami Merkla jest inny. Po pierwsze jest bardzo rzadki. Po drugie bardzo agresywny.
Rzadki? Czyli ilu osób dotyczy?
Kryterium nowotworu rzadkiego jest występowanie 5–6 przypadków na milion, w tym przypadku są to 2–3 przypadki na milion. Czyli w Polsce dotyczy to ok. 70 osób rocznie. Dla porównania na czerniaka zapada 4 tys. osób.
Mówi pan, że jest bardzo niebezpieczny?
Daje się wyleczyć ok. 50 proc. przypadków. W Europie z powodu raka Merkla choruje 2,5 tys. osób, a rocznie umiera 1–1,2 tys.
Można go wyleczyć, czy przedłużyć życie?
Wyleczyć. Ale porównując: w przypadku czerniaka możemy wyleczyć 70–80 proc. chorych.
Kto choruje?
Głównie osoby o białej skórze. Tak samo jak przy wszystkich rakach skóry chodzi o brak zabezpieczenia przed promieniami UV, które są jednym z czynników ryzyka. Ponad dwukrotnie częściej występuje u mężczyzn niż u kobiet. Specyficzne jest to, że chorują najczęściej osoby starsze, po 70. roku życia.
Co jest jeszcze czynnikiem ryzyka?
Oprócz wieku i narażania na promienie UV, to także obniżona odporność organizmu, czyli choroby immunosupresyjne. Tak jak przewlekła białaczka limfatyczna, zakażenie HIV, przeszczepy, ale także infekcje wirusowe.
Czyli to nie jest rak, który jest efektem przerzutów?
Nie. To on powoduje przerzuty. I to jest główny powód zgonów. Dlatego trzeba bardzo szybko działać, żeby nie pozwolić na przerzuty. Atakowane są węzły chłonne, płuca. To główne niebezpieczeństwo. U jednej trzeciej chorych występują przerzuty do narządów wewnętrznych. Im większy nowotwór, tym gorzej. Przy wielkości guza pierwotnego ponad 2 cm szansa na przeżycie 10 lat wynosi mniej niż 40 proc.
Da się go leczyć?
Od niedawna pojawiły się nowe terapie. Tradycyjną metodą jest oczywiście zabieg chirurgiczny i wycięcie komórek raka. Bada się także węzły chłonne i nawet przy przerzutach na poziomie mikroskopowym usuwa się węzły chłonne i stosuje radioterapię. To leczenie podstawowe, które się sprawdza, jeżeli rak jest wychwycony na bardzo wczesnym etapie. To co się zmieniło, to sytuacja przy chorobie zaawansowanej. Tutaj mediana przeżycia wynosiła mniej niż rok, a przy przerzutach, które nie mogły podlegać resekcji – chemioterapia była skuteczna przez 4–6 miesięcy. W sumie można mówić, że mediana aktywności odpowiedzi zaawansowanego nowotworu na leczenie wynosiła 3–4 miesiące. Po tym czasie chemioterapia stawała się nieskuteczna. I de facto przy przerzutach choroba stawała się beznadziejna.
Co się zatem zmieniło?
W związku z odkryciem leków immunokompetentnych okazało się, że również rak skóry z komórek Merkla daje się nimi leczyć. I to bardzo skutecznie. Jeden z leków, stosowany już również w innych nowotworach, użyty w drugiej linii leczenia raka z komórek Merkla – po chemioterapii powoduje, że po dwóch latach żyje nawet 40 proc. chorych. A jedna trzecia ma trwałe cofnięcie choroby. Oczywiście są skutki uboczne. Ale przy pierwszej linii działa nawet na 50–70 proc. chorych.
Istnieje także inny lek immunokompetentny zarejestrowany w USA. Obiektywna odpowiedź w leczeniu była w granicach 50 proc. w pierwszej linii leczenia. Z 3–4 miesięcy czas aktywnej odpowiedzi chorych na leczenie wydłużył się do 16 miesięcy. To naprawdę dużo.
Jak to wygląda w Polsce?
Nie najgorzej. Bo lek był dostępny nawet przed rejestracją, a teraz w ramach tzw. Ratunkowego Dostępu do Technologii Lekowej (RDTL). Kłopot polega na tym, że najpierw należy złożyć wniosek do Ministerstwa Zdrowia. Na odpowiedź czeka się nawet miesiąc. Tymczasem w przypadku tego raka liczy się czas. Na szczęście być może niedługo wejdą zmiany proponowane w Funduszu Medycznym, szpitale otrzymają budżet na RDTL i będzie można dużo elastyczniej i szybciej z niego korzystać. Ale tak naprawdę terapia powinna być w ramach programu lekowego. Dotyczy to maksymalnie ok. 70 osób, kosztuje to ok. 20 tys. zł. A resort zdrowia mógłby się pochwalić, że na listę refundacyjną trafiła nowa cząsteczka.