Rekomendacja na ten temat amerykańskiego panelu rządowego ukaże się we wtorek na łamach pisma "Annals of Internal Medicine" i można oczekiwać, że wywoła wiele dyskusji i polemik. Dr Virginia Moyer z Baylor College of Medicine, przewodnicząca panelu, przekonuje, że poświęcono wiele czasu i środku na badania przesiewowe przy użyciu testu PSA, który, jak się okazało, nic w tym względzie nie daje. Jej zdaniem, po 20 latach ich stosowania należy skupić na poszukiwaniu nowego, bardziej skutecznego badania pozwalającego wcześnie wykryć raka prostaty.

Reklama

Test PSA polega na badaniu we krwi poziomu antygenu (Prostate Specific Antygen), wytwarzanego przez komórki gruczołów prostaty, którego zdaniem jest upłynnienie nasienia. U zdrowych mężczyzn przedostaje się on do krwioobiegu jedynie w ilościach śladowych (za prawidłowe uznaje się stężenie PSA od 0 ng/ml do 4 ng/ml - PAP).

Wyższy poziom PSA może świadczyć o łagodnym przeroście lub zapaleniu. Czasami pozwala wykryć małego guza prostaty, ale na jego podstawie nie można określić, czy jest on agresywny i szybko będzie się rozwijał.

U.S. Preventive Services Task Force doszedł do takiego wniosku po przeanalizowaniu pięciu dużych badań na ten temat. Uznano, że test nie zmniejsza ryzyka zgonu, a jeśli nawet to w bardzie niewielkim stopniu.

Jedno z badań wykazało - twierdzą autorzy raportu - że na pięciu mężczyzn, u których przy użyciu testu PSA udało się wykryć guza, u dwóch rozwijał się on zbyt wolno, by można było zastosować jakąkolwiek terapię.

Reklama



Aż u 30 proc. mężczyzn leczonych po wykryciu raka tym badaniem -jak zabieg operacyjny czy radioterpia - dochodzi do poważnych skutków ubocznych, takich jak impotencja, nietrzymanie moczu lub infekcja, a czasami zdarzają się nawet zgony z powodu powikłań.

Reklama

"U co trzeciego mężczyzny w wieku 40-60 lat może dojść do rozwoju raka prostaty, ale zdecydowana większość z nich nigdy się o tym nie dowie w ciągu całego swego życia, chyba że podda się testowi PSA" - powiedziała dr Mayor w wypowiedzi dla AP.

W USA rak ten co roku wykrywany jest u 217 tys. mężczyzny, ale każdego roku umiera z tego powodu jedynie 32 tys. osób.

Specjaliści Task Force już wcześniej analizowali przydatność skryningu przy użyciu PSA, ale dotąd nie odradzali tych badań i to w sposób tak zdecydowany. Ich opinia, ma być teraz poddana debacie publicznej, która potrwa co najmniej miesiąc.

W tej sprawie nie wypowiedziało się jeszcze Amerykańskie Towarzystwo Onkologiczne (American Cancer Society). Jedynie reprezentujący je dr Otis Brawley powiedział w rozmowie z AP, że wiele osób, którym zależało na skryningu, przeceniało jego zalety albo wręcz celowo wprowadzało w błąd.

Skip Lockwood z organizacji ZERO, której celem jest wyeliminowanie zgonów z powodu raka prostaty, powiedział Reutersowi, że w panelu nie było ani jednego urologa ani onkologa. Jego zdaniem, to pacjent wspólnie lekarzem powinien decydować o tym, jak się badać i leczyć.



Powołał się też na badania przeprowadzone w Szwecji, które sugerują, że badania PSA mogą niektórym mężczyznom uratować życie.

Dr Scott Eggener, onkolog University of Chicago, zajmujący się leczeniem raka prostaty, powiedział, że rekomendacja Task Force jest typowym przykładem "wylewania dziecka z kąpielą", ponieważ może całkowicie zniechęcić mężczyzn do badań przesiewowych.

Dr Mayor twierdzi, że negatywna ocena badań przesiewowych nie oznacza, że test PSA jest całkowicie nieprzydatny. Może być on wykonany u mężczyzn z podejrzenia raka prostaty, a także u tych, którzy są zdrowi, ale chcą wykonać test i zostali poinformowani o tym, jakie jest ich znacznie.

Według American Cancer Society, rak prostaty wykrywany jest u co szóstego mężczyzny, ale większość z nich nie zagraża życiu.