Państwowy Zakład Higieny podał, że od 16 do 22 października 2020 r. zarejestrowano w Polsce ogółem 66 tys. 68 zachorowań i podejrzeń zachorowań na grypę. W tym samym okresie 2019 r. było to 112 tys. 264 zachorowania.

Reklama

- Jeszcze grypy nie ma. Grypa to jest rzecz, która będzie dopiero. Mamy na razie paragrypę. Leczone przypadki, które są podawane opinii publicznej przez Państwowy Zakład Higieny, to są przypadki grypy i paragrypy, więc samej grypy jeszcze nie ma – powiedział w rozmowie z PAP dr Sutkowski.

- Oczywiście nie czekamy na nią z utęsknieniem, raczej z obawami – zaznaczył.

Wskazał, że przypadków paragrypy jest mniej, ponieważ, część osób jest na kwarantannie i w izolacji, część osób chodzi w maseczkach, a wcześniej przestrzegało zasad higieny.

- Mniej osób chodzi do pracy i szkoły, czyli, krótko mówiąc, liczba interakcji zmniejsza się i dzięki temu mamy mniej zachorowań – podsumował.

Reklama

Zauważył, że podobny spadek zachorowań obserwowany był już w poprzednim sezonie grypowym, mimo że COVID-19 przyszedł praktycznie przy końcu grypy. Według danych NIZP-PZH w sezonie jesienno-zimowym (1.09.2019-30.04.2020) zanotowano 3 mln 769 tys. 480 zachorowań.

- Nie było to 5 mln czy 5,5 mln, które potrafi być, czyli na pewno o 1,5 mln zmniejszyła się liczba zachorowań na grypę, porównując sezon 2018/2019 z sezonem 2019/2020 – powiedział prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.

Ocenił, że to jest jeden z nielicznych plusów COVID-19.

Jak mówił, dzięki epidemii może nauczmy się dystansować, nie wchodzić komuś na głowę przy kasie w supermarkecie, nie kasłać na kogoś, może nauczymy się myć ręce i kichać nie w przestrzeń publiczną, tylko w chusteczkę.

Dr Sutkowski wskazał, że nasilenia grypy możemy spodziewać się pod koniec grudnia, a szczytu w pierwszej dekadzie lutego.