Statystyki policyjne wskazują, że coraz więcej młodych ludzi popełnia samobójstwa i próbuje targnąć się na swoje życie. Pani również to zauważa?
dr Aleksandrą Szulman-Wardal: Oczywiście. Zauważam ogromny progres. Ostatnie dwa lata to okres związany z pandemią, która była taką cezurą czasową. W tym okresie mamy wzrost prób samobójczych w Polsce o ok. 80 procent. Dotyczy to nie tylko młodzieży, ale i dzieci. Są już sześciolatki, które próbują sobie coś zrobić.
Sześcioletnie dzieci próbują targnąć się na swoje życie? W jaki sposób?
Tak, najczęściej podbierają rodzicom tabletki.
Skąd dzieci mają wiedzę, że w ten sposób można popełnić samobójstwo?
Niektóre dzieci we wczesnym wieku szkolnym potrafią już czytać i pisać, znają się również na komputerach. Wystarczy, że w internetowej wyszukiwarce wpiszą interesujące je hasła i mają odpowiedzi na nurtujące je pytania. Zdarza się, że obejrzą filmiki, wirale – gdzie czasem bardzo celowo, a czasem przez przypadek obejrzą instruktarz, albo wciągną się w jakąś wirtualną grę, czy też wirtualne wyzwanie.
Co jest zatem problemem?
Problemy dzieci i młodzieży biorą się z trzech przestrzeni: rodzina, brak komunikacji i szkoła.
Rozbijmy te przestrzenie na czynniki pierwsze. Zacznijmy od rodziny
Rodzina to miejsce, gdzie powinno być najbezpieczniej. Ale, niestety, to także przestrzeń, w której zaczynają się pierwsze procesy patologizacyjne. Rodzice nie mają dla dziecka czasu, bo jest praca. Często nie jedna, a dwie prace. I nie jest to dla zbytku, ale żeby się po prostu utrzymać i zabezpieczyć podstawowe potrzeby. Ale przez brak czasu nie ma przestrzeni na rozmowę, na kontakt, na bycie ze sobą.
To jest ten brak komunikacji.
Tak, który przenosi się na komunikację między rówieśnikami. Jest to związane również ze skokiem technologicznym. Jak spojrzymy na szkoły i przerwy między lekcjami, to zobaczymy dzieci siedzące pod ścianą z telefonami w dłoni. Większość z nich ze sobą nie rozmawia. A jeśli już rozmawiają, to w świecie wirtualnym, na portalach. Nie potrafią mówić, komunikować się werbalnie. Nie potrafią również identyfikować emocji, a za tym idzie wewnętrzny crash.
I jest trzecia przestrzeń, szkoła.
Psychologowie mówią, że mamy kształcić myślenie kreatywne, dywergencyjne. A nasza szkoła jest przeciwieństwem tego. Kształci myślenie konwergencyjne, odtwórcze. Nie ma możliwości pokazania niepowtarzalności każdego z tych młodych ludzi. W szkołach jest presja, wyścig szczurów i "wszystko na czas". W szkołach musimy spełniać pewne standardy, bo jeśli ich nie spełnimy, to odpadamy.
Co zrobić, żeby było mniej prób samobójczych i samobójstw wśród dzieci i młodzieży?
Potrzebna jest praca transcydplinarna wszystkich komórek, które teoretycznie blisko ze sobą nie pracują: resortu oświaty, zdrowia, policji i jeszcze innych instytucji, które działają na rzecz dzieci. W tej chwili jesteśmy "poszatkowani i poresertowani", a to trzeba wszystko scalić. Potrzebne jest wspólne kompendium. Powinniśmy, już od najmłodszych lat dziecka, czyli od przedszkola, włączyć godzinę zajęć z psychologiem. Nie mam tu na myśli pomocy psychologicznej, tylko psychoedukację - np. komunikację interpersonalną, poznanie siebie. Tak, żeby każde dziecko umiało identyfikować swoje stany emocjonalne, żeby potrafiło mówić o swoich potrzebach.
Rozmawiał: Piotr Mirowicz
Dr Aleksandra Szulman-Wardal jest kierownikiem pracowni psychologicznej z zespołem psychologów, logopedów, psychoterapeutów i terapeutów zajęciowych Szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie. Koordynuje Ośrodki Środowiskowej Opieki Psychologiczno-Psychoterapeutycznej I Poziom Referencyjny w Kościerzynie i Dzierżążnie, jest także adiunktem w Zakładzie Psychologii Klinicznej i Zdrowia UG.