Jak wyjaśniła prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS w Lublinie, obecnie osoby o różnym wykształceniu – także niezwiązanym z biologią, medycyną - mogą świadczyć porady w gabinetach np. dietetycznych, holistycznych, naturalnej energii. - Wystarczy, że np. polonistka ukończy miesięczny czy dwumiesięczny kurs online dotyczący dietetyki, technik terapeutycznych, otwiera gabinet i nazywa swoich klientów pacjentami – podkreśliła ekspertka.

Reklama

Według niej, tylko osoby, które ukończyły uniwersytety medyczne mogą mieć prawo do decydowania o naszym zdrowiu, a wszelkie praktyki medycyny alternatywnej powinny zostać skutecznie ukrócone. - Leczyć może tylko lekarz. Dawać rady dotyczące naszego zdrowia może tylko osoba uprawniona. Owszem, na uczelni medycznej kształceni są też dietetycy, ale to kilkuletnie studia. Nie można porównywać jakości wykształcenia takiej osoby z tą, która ukończyła jakiś zdalny kurs – oceniła profesor, dodając, że chodzi o to, aby zapewnić maksymalne bezpieczeństwo osobom, które korzystają z tego typu porad.

Zwróciła uwagę, że medycyna alternatywna obejmuje niekonwencjonalne metody leczenia, tzn. nieudokumentowane, nieuznawane przez nauki medyczne sposoby terapii praktykowane przez osoby nieuprawnione do tego pod względem wykształcenia. - Chodzi o wszystkie tego typu czary mary z mantrami i badaniem pola energetycznego, homeopatią, chelatacją metali ciężkich skutecznie ukracać – wymieniła przykłady wirusolog.

Odnosząc się do innych podejrzanych praktyk wskazała m.in. na doustne użycie płynu Lugola do zwalczania rotawirusa u dzieci, wlewy dożylne z witaminą C albo wodą utlenioną, strukturyzator wody związany z tzw. ideą pamięci wody.

Zapytana, dlaczego ludzie zwracają się ku medycynie alternatywnej wskazała, że część z nich zawiodła się na lekarzach lub uważa, że były nienależycie zaopiekowane w placówce zdrowotnej. - Często nie zgadzają się z opiniami lekarzy, że np. nie da się tej choroby wyleczyć. Rozumiem, że trudno przyjąć taką informację do wiadomości, szczególnie rodzicowi. W związku z tym, zdarza się, że w to nie dowierzają i szukają jakichś alternatywnych rozwiązań – wyjaśniła prof. Szuster-Ciesielska.

Dodała, że są też osoby, które uważają, że lekarze faszerują chemią i antybiotykami, co według nich jest zupełnie niepotrzebne. - Wtedy właśnie korzystają z porad czarodziejów, którzy oferują im picie ziółek albo machanie wahadełkiem, wierząc naiwnie, że to zniesie wszelkie dolegliwości. A przecież to lekarz może należycie i zgodnie z aktualną wiedzą medyczną o nas zadbać – powiedziała ekspertka.

Została zapytana również, czy w związku ze swoją działalnością edukacyjną w mediach społecznościowych spotyka się z hejtem np. ze strony zwolenników medycyny alternatywnej czy środowisk antyszczepionkowych. - Tak, od początku mojej działalności mierzę się z hejtem. Ale zmieniło się moje podejście. W tej chwili nie robi to już na mnie wrażenia. Wręcz przeciwnie, im częściej takie nieprzyjemnie opinie się pojawiają, tym bardziej mobilizuje mnie to do działania – odpowiedziała.

Reklama

Uzupełniła, że wśród komentujących lub osób kierujących do niej wiadomości prywatne są osoby zainteresowane, które chciałaby się czegoś więcej dowiedzieć, bo nie znają tematu wirusologii, odporności czy szczepień. - Zarówno na mojej stronie, jak i w wiadomościach prywatnych bardzo często otrzymuję pytania czy prośby o omówienie jakiegoś tematu. W miarę wolnego czasu, bo robię to po wypełnieniu moich obowiązków zawodowych, staram się temu sprostać. Z drugiej strony spotykam się również z oskarżeniami podważającymi moje kwalifikacje czy bezinteresowność. Wtedy grzecznie proszę o dowody i wówczas kontakt się urywa – opisała profesor.

W rozmowie z PAP przyznała, że przez lata pandemii spotkała się także z pogróżkami. - Na przykład, że czeka mnie Norymberga, że kiedyś będę za wszystko odpowiednio rozliczona. Nie były to groźby śmierci, jak np. w stosunku do lekarza Bartosza Fiałka, ale rzeczywiście jeden z wpisów wzbudził mój niepokój i za radą prorektorów UMCS zgłosiłam sprawę na policję – przekazała wirusolog.

Podkreśliła, że wielu edukatorów, popularyzatorów nauki rezygnuje ze swojej działalności w mediach właśnie ze względu na hejt albo szkalujące listy, jakie otrzymują ich pracodawcy. - W moim przypadku też tak było - rektorzy otrzymywali nieprzyjemne listy w mojej sprawie, ale na szczęście mam wrażliwych, światłych przełożonych, którzy bardzo mnie wspierają i jestem im za to wdzięczna. Takie wsparcie ze strony koleżeństwa i przełożonych jest niezmiernie ważne – zaznaczyła prof. Szuster-Ciesielska.