Ekspertka z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS w Lublinie została poproszona o odniesienie się do słów ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, który powiedział, że głównym problemem epidemicznym w kraju są teraz zachorowania na grypę, a nie na COVID-19. Podał również, że od początku września do 30 listopada zanotowano ponad 160 tys. zachorowań na COVID-19, a w tym samym okresie – blisko 1,3 mln zachorowań na grypę.

Reklama

Prof. Szuster-Ciesielska zwróciła uwagę, że nie mamy pewności, jakie konkretnie wirusy obecnie dominują w Polsce ze względu na to, że trwa sezon na różne wirusy oddechowe, w tym grypę.

- Chodzi np. o RSV, paragrypowe, metapneumowirusy, koronawirusy przeziębieniowe. Wszystkie one początkowo powodują bardzo podobne objawy ze strony górnych i dolnych dróg oddechowych, jak katar, kaszel, bóle mięśni, ból gardła – podkreśliła wirusolog.

Reklama

Według niej, możemy tylko przypuszczać, że grypa ma rzeczywiście duży udział w tych infekcjach. - W Polsce nie wykonuje się powszechnie testów różnicujących grypę od COVID-19, np. u lekarzy rodzinnych. Lekarze stawiają diagnozę na podstawie występujących objawów najczęściej klasyfikując je jako grypopodobne – wyjaśniła profesor, dodając, że takie testy wykonywane są w szpitalach, gdy trafiają do nich pacjenci w cięższych stanach.

Podkreśliła, że jako naukowiec jest zwolenniczką odnoszenia się do twardych danych, czyli wyników testowania. - Na pewno na Zachodzie bardziej popularna jest taka różnicowa diagnostyka wirusowa. Jest to bardzo ważne, bo w przypadku niektórych wirusów istnieją leki, które są wycelowane konkretnie w wirusa grypy, a nie w inne – dodała prof. Szuster-Ciesielska.

Reklama

Przekazała, że na podstawie oficjalnych danych obserwuje się wzrost zakażeń SARS-CoV-2, przy czym – jak zwróciła uwagę – wiele testów wykonywanych jest poza systemem zdrowotnym. - Chodzi o osoby, które samodzielnie testują się testami z apteki i nie mają możliwości zgłoszenia wyniku - dodatniego, czy ujemnego - do bazy danych. Dlatego uważam, że dane, którymi dysponujemy są mocno niepełne – stwierdziła wirusolog.

Odniosła się również do tempa szczepień przeciw COVID-19 w Polsce, które – jak wyjaśniła – zdecydowanie zwolniło. Przekazała, że jest też bardzo słabe zainteresowanie szczepionkami dla najmłodszej grupy wiekowej, czyli poniżej 5. roku życia.

- Bardzo niewielki odsetek rodziców zdecydowało się na jej zastosowanie i moim zdaniem niesłusznie, bo ten preparat został bardzo dobrze przebadany. Poza tym lekarze raportują, że COVID-19 u najmłodszych wcale nie przebiega tak łagodnie. Co prawda, nie ma tych przypadków wiele, ale jednak takie ryzyko istnieje i rodzice muszą być tego świadomi, nie decydując się na zaszczepienie swoich dzieci – powiedziała wirusolog.

Podkreśliła, że wynika to najpewniej z tego, że pandemia już spowszedniała ludziom i każdy wyczekuje jej końca. - Ale nie mam w tej kwestii dobrych wiadomości, bo nawet WHO w ostatnich wypowiedziach podkreślało, nie możemy mówić jeszcze o końcu pandemii. Nie wiadomo też, kiedy zostanie ogłoszone jej zakończenie – uzupełniła prof. Szuster-Ciesielska.