W niedzielę Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 8 594 nowych zakażeniach koronawirusem, zmarły także kolejne 143 osoby.

Nie możemy mówić o stabilizacji, w rozumieniu poprawy, możemy mówić o stabilizacji cały czas złych danych epidemicznych - powiedział PAP dr Sutkowski. Wskazał, że dane z weekendu na temat koronawirusa "nie tworzą prawdziwego obrazu pandemii". Jak mówił, oczywiście są to dane "lepsze niż były cztery, sześć tygodni temu, ale są w dalszym ciągu niepokojące".

Reklama

Dr Sutkowski prognozuje, że przed świętami "będziemy mieli ponownie większą liczbę zgonów". Dopytywany, z czego może to wynikać odpowiedział: "Jest duża liczba zakażeń. Jak jest duża liczba zakażeń, to może być i duża liczba zgonów".

Po drugie, jest "szara strefa" zakażeń, które nie są w ogóle raportowane, bo nie mogą być raportowane, ponieważ pacjenci nie przychodzą na testy. To jest bardzo duża grupa niestety, rosnąca przed świętami, to też widzimy w praktykach lekarzy rodzinnych i nie tylko rodzinnych. To jest zjawisko występujące mniej więcej od miesiąca, bardzo dużo ludzi się nie zgłasza, pomimo że ma ewidentne objawy. Niestety część z nich chodzi do pracy i zaraża innych, część zostaje w domu, próbuje leczyć się po swojemu, bojąc się szpitala, przychodni. Zgłaszają się tam dopiero jak się sytuacja pogarsza. Wiadomo, jakie są konsekwencje tego, można już wtedy choremu w ogóle nie pomóc - wyjaśnił prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.

Reklama

Wskazał, że przyczyną większej liczby zgonów jest także "przeciążony system opieki zdrowotnej, który ma cały czas napór nie do udźwignięcia". - On się objawia nie liczbą zakażonych, bo 80 proc. zakażonych to jest podstawowa opieka zdrowotna, i oczywiście też u nas umierają pacjenci na COVID, ale większość tych pacjentów umiera na Oddziałach Intensywnej Opieki, które są bardzo przeciążone - podkreślił. - Inaczej się pracuje, jeżeli jest 10 osób na oddziale, a inaczej jeżeli jest 15 - dodał.

Dr Sutkowski przyznał, że jest za obostrzeniami, które planuje wprowadzić rząd, jednak - jak zastrzegł - "byłby zwolennikiem krótszych lockdownów, ale intensywniejszych, po których byśmy wychodzili na wyższy poziom kultury epidemicznej, bo nie widać końca".

Reklama

To jest kolejny lockdown i może nas uratować chyba tylko szczepionka, ale pod warunkiem, że będziemy się w dużej ilości szczepić, a tego zainteresowania szczepionkami też nie widać - wskazał dr.

Jak mówił, przez najbliższe kilka lat "możemy nie być w stanie epidemii czy pandemii, ale endemii". - Tak może być, jeżeli się odpowiednio nie zaszczepimy i nie zadbamy o to - zaznaczył dr Sutkowski.