Życie w Wuhanie wróciło już zasadniczo do normy po epidemii i kwarantannie. Bazar z okularami koło targu Huanan jest otwarty. Przy wejściu trzeba teoretycznie zeskanować telefonem kod QR i pokazać kod zdrowotny, ale strażnicy nie egzekwują tego surowo.

Reklama

W pobliżu targu Huanan toczą się remonty, wiele lokali stoi pustych, a sprzedawcy narzekają, że biznes wciąż słabo idzie. Niektóre restauracje, sklepy i hotele nie podniosły się po trzymiesięcznej kwarantannie, którą chińskie władze objęły w styczniu Wuhan i okoliczne miasta, by nie dopuścić do rozniesienia wirusa po kraju.

W grudniu 2019 roku lekarze w Wuhanie zaczęli diagnozować nietypowe zapalenie płuc u coraz większej liczby pacjentów. Wiele z tych pierwszych przypadków wiązano z Hurtowym Targiem Owoców Morza Huanan, gdzie pracowała część zakażonych, dlatego targowisko zostało wkrótce zamknięte.

Nie sprzedawano na nim wyłącznie ryb i owoców morza, ale również dzikie zwierzęta. Naukowcy podejrzewają, że wirus mógł przenieść się na ludzi z jednego z takich zwierząt - na przykład z nietoperza, z którym wiązano również epidemię wirusa SARS z 2002 roku.

Obecnie nie jest jasne, czy na targu w Wuhanie sprzedawano nietoperze, ale zwierzęta te nie są w Chinach powszechnie dostępne i nie należą do chińskiego jadłospisu. Część Chińczyków ceni natomiast mięso łuskowców, które zdaniem niektórych chińskich naukowców mogły być nosicielem pośrednim koronawirusa.

Po wybuchu epidemii chińskie władze zapowiedziały zaostrzenie walki z nielegalnym handlem dzikimi zwierzętami. W pobliżu zamkniętego targu Huanan na ścianach i murach wciąż widoczne są plakaty, apelujące o "odrzucenie dziczyzny".

Państwowe chińskie media chętnie powielają doniesienia sugerujące, że patogen mógł krążyć po świecie wcześniej, niż wykryto go w Wuhanie. - Początkowo przyjmowaliśmy, że wirus mógł być na targu owoców morza, ale teraz targ wygląda bardziej na ofiarę. Nowy koronawirus istniał znacznie wcześniej – mówił w maju dyrektor Chińskiego Centrum Kontroli Chorób (CDC).

Reklama

Od tamtej pory prasa donosiła między innymi o ustaleniach naukowców włoskich, którzy twierdzą, że 4-letnie dziecko z Mediolanu było zakażone koronawirusem już w listopadzie 2019 roku, a sam patogen mógł być we Włoszech obecny już we wrześniu.

Eksperci Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wyrazili niedawno nadzieję, że wkrótce uda im się wysłać do Wuhanu zespół badawczy, by ustalić, w jaki sposób wirus przeniósł się na człowieka. Władze Chin twierdziły dotąd, że priorytetem jest opanowanie pandemii.

Gdy we wrześniu władze zaprosiły zagranicznych dziennikarzy do Wuhanu, by pokazać im ożywienie gospodarki miasta po kwarantannie, strażnicy przeganiali reporterów agencji Reutera z okolic głównej bramy targu Huanan. - Wykonujemy tylko swoją pracę – powiedział jeden z nich, żądając wykasowania materiału nagranego w pobliżu targu.

Pekin gniewnie reagował również na apele o przeprowadzenie niezależnego śledztwa w tej sprawie. Odkąd na forum międzynarodowym wzywał do tego rząd Australii, Chiny zawiesiły lub ocliły import australijskiej wołowiny, jęczmienia i wina.

Władze Wuhanu były krytykowane za spóźnioną reakcję na wybuch epidemii i próby jej zatuszowania w początkowej fazie, w tym karanie lekarzy, którzy ostrzegali kolegów po fachu przed szerzącym się wirusem. Zdaniem krytyków przyczyniło się do powiększenia skali kryzysu.