- Mamy stan epidemii, widać, że ona przybiera na sile, przyspiesza – mówiła w piątek, 16 października, w Polskim Radiu Białystok wojewódzka konsultant w dziedzinie epidemiologii prof. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
Oceniła, że zakażeń będzie więcej. - Mam nadzieję, że to będą osoby, które łagodnie chorują. Te liczby nie powinny nas przerażać, natomiast martwi mnie to, że możemy nie zabezpieczyć, nie udzielić pomocy medycznej tym, którzy tego potrzebują – mówiła Zajkowska.
Powiedziała, że część chorych wymaga hospitalizacji, a miejsc w szpitalach może zabraknąć. Jednak – jak dodała – są poczynione pewne działania, żeby uaktywnić, nadać pewne uprawnienia rezydentom późniejszych lat, żeby włączyli się też do działań wspierających lekarzy walczących z epidemią.
Zajkowska mówiła, że podejmowane są działania na pomoc jeszcze większej liczbie chorych, ale – jak podkreśliła – oby się nie przydały. Wyraziła nadzieję, że wprowadzane obecnie obostrzenia spowolnią i zmniejszą dzienną liczbę zakażeń.
Pytana, czy m.in. zakładanie maseczek i trzymanie dystansu spowolni epidemię, oceniła, że to bardzo dobre zalecenia.
- Wiadomo, jaka jest droga transmisji – przekazuje człowiek od człowieka w bliskim kontakcie – dodała. Powiedziała, że ograniczenie zgromadzeń, zmniejszenie liczby osób uczestniczących w weselach i pogrzebach powinno być – jej zdaniem – egzekwowane bardziej restrykcyjnie.
- Analizując ogniska, które są na Podlasiu, to są ogniska związane z zakładami pracy, z placówkami służby zdrowia, ale dużo jest pojedynczych zachorowań, z których wynika, że osobą zakażającą inne osoby jest ktoś nam najbliższy: przyjaciele, rodzina, znajomi. I o tym pamiętajmy: że każdy z nas może być zakażony, w związku z tym ograniczałabym te spotkania – mówiła prof. Zajkowska, odpowiadając na pytanie o spotkania rodzinne i towarzyskie w związku ze zbliżającym się weekendem.
- Przeraża mnie nonszalancja w noszeniu maseczek – mówił Zajkowska i przekonywała, że noszenie maseczek ma sens.
- Maseczka chroni z jednej strony naszych rozmówców czy osoby, które są w bliższym dystansie przed tym aerozolem, który wydalamy, oczywiście te największe, duże kropelki. One osadzają się na tej maseczce, dlatego obserwujemy, że ona wilgotnieje, staje się nieprzyjemna, dlatego trzeba ją zmieniać. Ale ona chroni przed tym materiałem, który jest zakaźny, przed tym, który zakaża – powiedziała epidemiolog.
U drugiej osoby – jak dodała – ten materiał osadza się z zewnątrz.
Podkreśliła, że jeśli dwie osoby mają nałożone maseczki, do tego trzymają dystans, to w takim przypadku – jak oceniła: redukujemy ryzyko zakażenia niemal do zera.
Zajkowska zaapelowała też, aby zwracać uwagę osobom, które noszą maseczki niezgodnie z ich przeznaczeniem.
- Upominajmy się nawzajem. Grzecznie przypominajmy, bo od tego zależy nasza sytuacja, która będzie za tydzień i za dwa tygodnie – podkreślała.
Dodała, że bardzo szkodliwe jest mówienie, że maseczki nie chronią. Wskazała, że wiele prac naukowych pokazuje, że tam, gdzie są stosowane maseczki, w połączeniu z innymi zachowaniami: dystansem i myciem rąk, liczba zakażeń jest mniejsza.
Oceniła, że jest pewna bezładność w zakażeniach i najbliższe dni mogą nie pokazać poprawy.
- Jeżeli zaczniemy rzeczywiście restrykcyjnie przestrzegać reguł, to co najmniej po tygodniu powinniśmy widzieć, że powinna być czy stabilizacja, czy dużo wolniejszy przyrost nowych przypadków – dodała Zajkowska.
Służby wojewody podlaskiego poinformowały w piątek o 201 nowych zakażeniach koronawirusem w regionie, a wojewódzki sanepid o śmierci 7 kolejnych osób. W całym kraju w piątek zanotowano 7705 przypadków zachorowań, zmarło 132 chorych.