Mamy nową normalność?

Myślę, że w długiej perspektywie, jak już się do tej pandemii przyzwyczaimy, będziemy z nią normalnie żyć. Ona nas już nigdy nie opuści. Mamy grypę, będziemy mieli koronawirusa. Zniknie element paniki.
Myśli pan, że to możliwe?
Społeczeństwo i media dopiero teraz zaczęły się interesować problematyką epidemiologiczną. A my wiemy, że epidemie były, są i będą. Ten wirus wywoła zmiany natury globalnej, może będziemy mniej podróżować, bardziej się zabezpieczać. Ten proces edukacji, jaki wprowadził nam wirus, będzie się pogłębiał.
Reklama
Będziemy się bardziej dezynfekować?
Przestrzegając elementarnych zasad higieny, jesteśmy w stanie zabezpieczyć się przed tym wirusem. Proszę zwrócić uwagę, że personel medyczny przez dziesiątki lat pracuje na oddziałach zakaźnych, mając do czynienia z szeregiem patogenów. Oczywiście, że oni są bardziej uodpornieni, ale normalnie funkcjonują i przed COVID-19 zwykle obywano się bez specjalnych kombinezonów.
A jak się zmieni działanie firm? Co trzeba będzie pracownikom dostarczyć, na co będzie popyt, gdzie będzie można robić biznes?
Musi się zmienić nasze podejście do higieny, przede wszystkim mycia i dezynfekcji rąk. Bo ludzie generalnie nie myją rąk. Widzę, że użył pan żelu przeciwbakteryjnego, który nie działa przeciw wirusom. To poprawi panu samopoczucie i może odświeży dłonie. To kosmetyk. My działamy w obszarze profesjonalnym – nasi klienci to bloki operacyjne, oddziały zakaźne. Oni by takiego produktu nie przyjęli. Menedżerowie powinni być świadomi, jakich środków profilaktycznych używać, co pozwala zmniejszyć ryzyko infekcji. Do dezynfekcji trzeba używać produktu, który ma udokumentowane działanie biobójcze, przeprowadzone testy, tak jak leki.
Czyli musimy przygotować się na różne epidemie.
Te epidemie cały czas są. Bakterie uodparniają się na poszczególne rodzaje antybiotyków. Musimy przygotować się na szczepy bakteryjne – zresztą one już są – na które nie działa żaden antybiotyk. Jedynym sposobem zabezpieczenia się jest profilaktyka, przestrzeganie zasad higieny. Tak naprawdę nie ma bakterii, wirusów i grzybów, o których moglibyśmy powiedzieć, że nie działają na nie żadne środki dezynfekcyjne. Tu jesteśmy wyposażeni w bardzo silny oręż – są produkty, które mają bardzo niską toksyczność wziewną i mogą być stosowane wobec pacjentów i personelu medycznego, a zabijają wszystko. Mamy narzędzia w obszarze profilaktyki, natomiast lista narzędzi do leczenia ludzi, gdy już doszło do zakażenia, niestety jest coraz krótsza. Cały czas działamy w warunkach zagrożenia epidemicznego, w warunkach permanentnej wojny. Weźmy taki wirus grypy. Jest coraz więcej szczepów i choć śmiertelność z tego powodu spada, to nadal jest stosunkowo wysoka.
Czy oprócz mycia rąk i generalnie przestrzegania zasad higieny jakieś inne zachowania społeczne będą stawały się elementem naszego codziennego życia?
Mamy bardzo konkretne doświadczenia pochodzące ze szpitali. Dokładnie wiadomo, że mycie oraz dezynfekcja rąk, powierzchni i narzędzi w znacznym stopniu ograniczają ryzyko infekcji. Pacjent, który jest poddawany operacji, jest fantastycznym kandydatem, by paść ofiarą jakiegoś wirusa czy bakterii. Mamy bogate doświadczenia, jak temu zapobiegać. Ale trudno sobie wyobrazić, że wszystkie zachowania z bloku operacyjnego czy oddziału zakaźnego przeniesiemy do codziennego życia.
A jakie możemy przenieść? Jak będzie wyglądał model życia społecznego? Na ile możemy do naszego życia wprowadzić zachowania, które będą pozwalały na utrzymanie dotychczasowego modelu konsumpcji, a jednocześnie prowadziły do ograniczania rozprzestrzeniania patogenów takich jak koronawirus?
Epidemie nie będą nam towarzyszyły w sposób ciągły. Będą się pojawiać i zanikać. Społeczeństwo będzie nabierało pewnej odporności. Prawdopodobnie nasz sposób funkcjonowania za bardzo się nie zmieni. Dziś są fantastyczne metody diagnostyczne. Po tej pandemii zostaną one dopracowane i będziemy w stanie bardzo precyzyjnie określić, jakie zagrożenia czyhają na nas w danym momencie. Wyobrażam sobie jednak, że jako społeczeństwo będziemy w pewnych okresach funkcjonować w miejscach publicznych wyłącznie w maseczkach. Bo maseczki, jeśli są dobrej jakości, mogą dawać ochronę nawet do 95 proc. Wyobrażam sobie, że każdy z nas będzie wyposażony w profesjonalny środek dezynfekujący i po wizycie w sklepie, po wyjściu z autobusu czy z miejsca publicznego, gdzie dotykaliśmy różnych przedmiotów, dokładnie zdezynfekujemy ręce. Nie powinniśmy tego demonizować, a raczej iść w stronę edukowania ludzi. Nawet imprezy masowe mogą się normalnie odbywać przy zachowaniu zabezpieczeń.
Niektórzy wydają się odporni na wiedzę. Myślą, że ich się wirus nie ima.
Ludziom się wydaje, że zakażenie jest jak paintball – albo kulka trafi i jest pan zakażony, albo nie trafi i miał pan szczęście. To błąd. Znaczenie ma, jaka jest kondycja pańskiego organizmu, w jakim jest pan wieku, czy ma choroby przewlekłe i jaką dawkę wirusa pan otrzymał. Jeżeli dba pan o to, by dawka wirusa była stosunkowo niewielka, to jest wysoce prawdopodobne, ze infekcja będzie miała stosunkowo łagodny przebieg, bo pański układ immunologiczny sobie z nią poradzi. Byliśmy w jakimś sensie bezbronni, ale tylko dlatego, że byliśmy niewyedukowani i stosunkowo słabo przygotowani.
Czyli mycie rąk, zasłanianie twarzy w sytuacjach epidemicznych, unikanie tłumu?
Duże skupiska ludzi, zamknięte pomieszczenia to miejsca, gdzie może dojść do zakażeń. Aerozole, które wytwarza każdy człowiek podczas oddychania, mówienia, kasłania, potrafią utrzymywać się w pomieszczeniu do kilku godzin. W tych maleńkich kropelkach znajduje się wirus. A więc konieczne jest wietrzenie pomieszczeń. Na przedmiotach metalowych wirus potrafi przetrwać 180 godzin, więc trzeba je często dezynfekować. I trzeba mieć świadomość, że moja maseczka chroni bardziej pana niż mnie. W Korei Południowej czy na Tajwanie bardzo szybko sobie poradzili, bo mają wdrożone metody…
To metody czy kultura?
Na pewno nawyki i pewna dyscyplina narodowa. Ale my jako społeczeństwo kapitalnie zdaliśmy ten pierwszy test, te wszystkie restrykcje. Ludzie przeszli na zupełnie inny poziom świadomości i fantastyczne wyniki, jakie mieliśmy na początku, były efektem tego, że uwierzyliśmy w zagrożenie i to ograniczyło rozprzestrzenianie się pandemii.
Co to oznacza dla was? Jakich produktów będą poszukiwali odbiorcy – indywidualni klienci, odbiorcy biznesowi i organizacje?
To, co zdarzyło się w ostatnich miesiącach, to była panika i ogromny popyt związany z paniką. Klienci tak naprawdę nie potrzebują butelki płynu do dezynfekcji rąk czy powierzchni, potrzebują systemu. Produktów, które mają udokumentowane działanie biobójcze, a my powinniśmy was nauczyć, jak się macie zachowywać, żeby dezynfekcja działała prawidłowo, i jakie powinny być nawyki i zachowania, żeby się chronić. Tu niczego nowego nie trzeba wymyślać, bo to są rozwiązania, które funkcjonują w służbie zdrowia od lat. Ten system rozwiązań, który dotychczas zapewnialiśmy szpitalom albo gabinetom stomatologicznym, teraz oferujemy zakładom przemysłu maszynowego czy piekarniom. Dziś musimy naszym nowym klientom spoza branży medycznej wytłumaczyć, że potrzebują procedur i edukacji. I jeżeli te procedury wdrożą, a ludzie będą je naprawdę realizować, to bezpieczeństwo wzrasta o kilkadziesiąt procent. I wtedy okaże się, że nasze nawyki musimy zmienić w mniejszym stopniu niż nam się wydawało. Wystarczy zadbać, by wentylacja w pomieszczeniach była lepsza, ludzie dezynfekowali ręce, a firmy sprzątające były wyposażone w środki dezynfekcyjne. To proste działania. W naszej firmie środki dezynfekcyjne do rąk i powierzchni były dostępne w toaletach i w pokoju socjalnym również przed pandemią.
Jak kosztowne są takie działania?
To nie są wielkie koszty – rzędu 200–250 zł w skali miesiąca na takie biuro, jak nasze, w którym pracuje kilkadziesiąt osób. Profilaktyka jest naprawdę niezwykle tania.
Czy w ostatnich miesiącach mieliście problemy związane z logistyką?
Nie mieliśmy problemu, ale sytuacja była maksymalnie napięta. Dawno z taką radością nie witaliśmy kurierów z firm logistycznych, ale do zerwania łańcuchów dostaw nie doszło. Był moment, że mieliśmy problemy z dostępnością surowców. Moglibyśmy wytwarzać nieporównywalnie więcej, ale musieliśmy ograniczać produkcję. Ogromnym wyzwaniem było to, że musieliśmy mieć ludzi gotowych do pracy, a nie wiedzieliśmy, czy surowiec przyjedzie.
Teraz są, zdaje się, inne problemy?
Teraz mamy ogromną nadpodaż surowców i wszelkiego rodzaju produktów. Z jednej strony popyt wyhamował, a z drugiej pojawiła się ogromna liczba nowych producentów. Oceniamy, że rynek urósł o 300–400 proc., a podaż – tysiąckrotnie. Rynek powoli będzie się porządkował. Mamy nadzieję, że specustawa covidowa, która pozwalała produkować środki dezynfekcyjne bez badań, na uproszczonych zasadach, w połowie września przestanie obowiązywać, i że w grze pozostaną firmy poważne, które będą chciały inwestować w badania i rozwój. Ktoś się chwalił, że opracował środek do dezynfekcji rąk w trzy dni. My nad naszym produktem pracowaliśmy trzy lata. Dziś te produkty są podrabiane. Złożyliśmy ok. 10 doniesień związanych z podrabianiem naszych produktów.
Ilu producentów zostanie?
Trudno dziś oszacować. Zależy, ilu zdecyduje się wydać relatywnie duże pieniądze na przeprowadzenie badań. Na rynku powinny zostać tylko te firmy, które udokumentują działanie swoich receptur. Myślę, że będzie ich niewiele, 5–10 proc. z tych, które nagle się pojawiły.
Czy pandemia zmieniła coś na rynku pracy?
Widać obawy dotyczące trwałości i przyszłości zatrudnienia. Dziś łatwość znalezienia dobrych pracowników jest nieporównywalnie większa. Mamy do czynienia z rynkiem pracodawcy, nie pracownika.
współpraca Anna Ochremiak