Minister pytany o przeprowadzanie testów przesiewowych polegających na wykrywaniu przeciwciał (testy serologiczne), czyli dających obraz tego, kto już zyskał odporność na chorobę powiedział, że ma to sens, pod warunkiem, że „będziemy mieli więcej przypadków na milion mieszkańców”.
Bo jeżeli mamy w tej chwili poniżej jednej osoby na tysiąc osób dodatnich, to wykrycie testami, które mają skuteczność rzędu dziewięćdziesięciu kilku procent oznacza, że na tysiąc testów będziemy mieli jeden dodatni i kilka, kilkanaście fałszywie dodatnich – wyjaśnił.
Jego zdaniem, w związku tym „metoda przesiewowa testowania populacji ma sens - jest bardzo dobra i odpowiednia - ale w momencie, gdy informacje, które uzyskamy z badań immunologicznych nie genetycznych będą pomagały w sprawnym zarządzaniu firmami, w powiedzeniu, że ta populacja jest bardziej bezpieczna od innej”.
Testy serologiczne pozwalają stwierdzić, że osoba przebyła COVID-19 i wyzdrowiała, a jej organizm wytworzył przeciwciała. Nie dają jednak obrazu tego, kto w danym momencie jest chory i stanowi źródło zakażenia. O tym informują testy genetyczne, które polegają na wykryciu fragmentów genomu wirusa SARS-CoV-2. Wymagają one bardziej zaawansowanych technik laboratoryjnych, ale dają najbardziej precyzyjne wyniki.