Do Specjalistycznego Laboratorium Badania Zabawek (należącego do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów) trafiają zabawki, które już są na rynku i wzbudziły zastrzeżenia w trakcie kontroli prowadzonych przez wojewódzkich inspektorów inspekcji handlowej. Rocznie Laboratorium bada ok. 400 zabawek.
"Na przestrzeni trzech kwartałów tego roku stwierdziliśmy niezgodności w ponad 50 proc. zabawek, które do nas docierają" - powiedziała dyrektor Laboratorium Anna Kozak.
W Laboratorium badane są m.in. pluszowe misie, plastikowe lalki, samochodziki, telefony, a także wózki dla lalek, huśtawki, hulajnogi i rowerki dla dzieci.
"Część z nich jest nieprawidłowo oznakowana np. brakuje jakiś ostrzeżeń czy adresu producenta. Czasami jednak te nieprawidłowości są dużo poważniejsze jak np. nieodpowiednie odległości między przemieszczającymi się częściami w zabawce, co w sytuacji, gdy dziecko włoży tam palec, grozi jego zranieniem, albo np. jest za długa linka, co stwarza niebezpieczeństwo uduszenia" - dodała Kozak.
Najwięcej wątpliwości dotyczy zabawek przeznaczonych dla dzieci do trzeciego roku życia. Niepokój kontrolerów wzbudzają m.in. zbyt ostre zakończenia w zabawkach, słabe przymocowanie małych elementów, zbyt sprężyste i rozciągliwe materiały, z których zabawka jest wykonana.
Pluszowe przytulanki są przysyłane do Laboratorium m.in. dla sprawdzenia, jak mocne są ich szwy. Sympatyczne, miękkie lalki czy misie są tu przy pomocy specjalnych maszyn rozciągane i skręcane. Jak tłumaczy Kozak, testy te mają wykazać, czy dziecko mogłoby się dostać się do materiału, którym wypchany jest pluszak i połknąć jakieś elementy. W środku takiej zabawki producenci stosują różnego rodzaju wypełnienia; chowane są tam też małe mechanizmy, np. dzięki którym lalka mówi.
"Testy oparte są o to, co dzieci mogą z tymi zabawkami zrobić. One je rzucają, rozciągają, ciągną za włosy, wyciągają oczy. To co my robimy, jest symulacją zachowań dziecka" - dodała Kozak.
Pluszaki i przytulanki bywają też w Laboratorium podpalane. Taki test ma wykazać czy materiał, z którego maskotkę zrobiono, jest łatwopalny i jak szybko rozprzestrzenia się na nim ogień. "Chodzi o sprawdzenie, czy w razie takiego zapalenia się zabawki, dziecko zdąży ją odrzucić, zanim zajmie się cała płomieniem" - tłumaczy Kozak.
Część zabawek jest poddawana testom migracji pierwiastków chemicznych. Polegają one na tym, że próbka materiału, z którego wykonano zabawkę, jest umieszczona w kwasie solnym o podobnej strukturze jak w żołądku człowieka, a następnie laboranci sprawdzają, jakie pierwiastki przeszły do tego roztworu.
Ponad połowa zabawek, które trafia do Specjalistycznego Laboratorium Badania Zabawek w Lublinie jest źle oznakowana lub ma wady, co może zagrażać bezpieczeństwu dziecka - poinformowała dyrektor Laboratorium Anna Kozak. "To jest symulacja procesu, który mógłby zajść, gdyby dziecko połknęło jakiś element zabawki i czy do jego organizmu nie przedostałaby się nadmierna ilość niebezpiecznych pierwiastków" - powiedziała Kozak.
W Laboratorium sprawdzana jest także m.in. wytrzymałość na obciążenia wózków dla lalek i rowerków dziecięcych. Przepisy mówią, że rowerki dla dzieci do trzeciego roku życia muszą wytrzymać obciążenie do 25 kg, a dla dzieci starszych - do 50 kg. Normy określają też obciążenia wózków dla lalek. "Te wózki czasem załamują się pod tymi ciężarami, mają nieodpowiednie blokady, które nie zawsze działają" - zaznaczyła Kozak.
Kozak zaapelowała do rodziców o rozwagę przy kupowaniu zabawek dzieciom oraz uważne czytanie etykiet i oznaczeń. "Tu apel do rodziców, aby nie kupować dzieciom małym, tym do lat trzech, zabawek, które nie są dla nich przeznaczone, a wręcz mogą być niebezpieczne" - powiedziała.
Przypomniała, że każda zabawka musi mieć etykietkę w języku polskim, na której powinien być znak CE, który oznacza zgodność z dyrektywą unijną w zakresie bezpieczeństwa, oraz oznaczenia wieku dziecka, dla którego jest ona przeznaczona. Należy też zwracać uwagę na ostrzeżenia np. o zawartości drobnych elementów, które dla małych dzieci stwarzają m.in. ryzyko zadławienia.