Jedną z przyczyn tego zjawiska może być zanieczyszczenie środowiska i kontakt z chemikaliami - podkreślali specjaliści w zakresie leczenia tego nowotworu na briefingu prasowym, który zorganizowała przy okazji warsztatów fundacja dedykowana chorym na szpiczaka - International Myeloma Foundation. Briefing można było śledzić w internecie.

Reklama

"Na szczęście obecnie dysponujemy lekami, które są dobrze tolerowane przez pacjentów, a zażywane systematycznie pozwalają trzymać ten nowotwór pod kontrolą przez wiele lat" - powiedział prof. Brian Durie z Cedars Sinai Medical Center w Los Angeles. Jak dodał, chodzi o trzy leki: immunomodulujący talidomid i jego nowocześniejszy odpowiednik lenalidomid oraz zaliczany do tzw. inhibitorów proteasomu - bortezomib.

Jak wyjaśnił specjalista, szpiczak mnogi jest nowotworem wywodzącym się z obecnych w szpiku kostnym komórek odporności - dojrzałych limfocytów B (komórki plazmatyczne). Normalnie produkują one przeciwciała służące do obrony organizmu przed infekcjami, ale zmienione nowotworowo wytwarzają tylko jeden rodzaj białka - białko monoklonalne.

Określenie "mnogi" odzwierciedla fakt, że u większości pacjentów nowotwór uszkadza w licznych miejscach kości, zwłaszcza kręgosłupa - tłumaczył prof. Durie. Prowadzi to do patologicznych złamań, powoduje silne bóle kostne i niepełnosprawność. U części chorych dochodzi do powikłań nerkowych, często pojawia się też anemia i spadek odporności.

Reklama

Choć jest to ciągle rzadki nowotwór, liczba zachorowań na niego wzrasta. Obecnie na szpiczaka mnogiego cierpi ponad 1 mln ludzi na świecie (w Polsce kilka tysięcy).

Jak podkreślił prof. Durie, szpiczak jest uważany za chorobę ludzi starszych, gdyż większość jego przypadków ciągle diagnozuje się w 6. lub 7. dekadzie życia. Ale w ostatnich latach obserwuje się wzrost zachorowań wśród osób przed 45. rokiem życia. Badania, prowadzone m.in. wśród ratowników pracujących po ataku na World Trade Center, sugerują, że może za to odpowiadać zanieczyszczenie środowiska i kontakt z toksynami.



Reklama

Według prof. Mario Boccadoro z Uniwersytetu w Turynie, decyzja o sposobie leczenia pacjenta ze szpiczakiem zależy od jego wieku i stanu zdrowia. Osoby przed 65. rokiem życia i zdrowsze trzeba leczyć intensywniej przy pomocy chemioterapii, po której choremu przeszczepia się własne komórki szpiku.

Dzięki temu u wielu pacjentów choroba cofa się na kilka lat - wyjaśnił światowy autorytet w dziedzinie leczenia szpiczaka prof. Kenneth Anderson z Dana-Farber Cancer Institute w Bostonie (Massachusetts). Najnowsze wyniki badania o skrótowej nazwie CALGB, zaprezentowane w Paryżu, dowodzą jednak, że efekty tej metody można poprawić co najmniej dwukrotnie, jeśli chorym po przeszczepie będzie się podawać doustny lek lenalidomid. Okazało się, że pacjenci stosujący go żyli średnio niemal 43,6 miesiąca bez nawrotu choroby, podczas gdy osoby z grupy stosującej placebo - 21,5 miesiąca. W grupie zażywającej lek było też niemal o połowę mniej zgonów.

"Oznacza to, że lenalidomid poprawia też ogólne przeżycie chorych. Na taki lek czekaliśmy wiele lat" - powiedział prof. Anderson.

Starsi, schorowani pacjenci nie są dobrymi kandydatami do przeszczepu, przypomniał prof. Boccadoro. Jeszcze ok. 12 lat temu można im było zaoferować jedynie chemioterapię, po której szybko dochodziło do nawrotów. W 1998 r. pojawił się talidomid, później opracowano bortezomib i lenalidomid.

Dodanie tych leków do chemioterapii znacznie poprawiło jej efekty. Prof. Anderson zaprezentował przykład swojego pacjenta, który żyje ze szpiczakiem ponad 9 lat. Ponieważ po chemioterapii szybko doszło u niego do nawrotu, został włączony do badań klinicznych lenalidomidu, który zażywa do dziś.