Konieczne jest kształcenie specjalistów, tworzenie nowych oddziałów i placówek psychiatrii dziecięcej oraz edukacja w szkołach - wskazują eksperci.

Konferencję pt. "Dlaczego liczba samobójstw wśród dzieci i młodzieży w Polsce rośnie?" zorganizował Parlamentarny Zespół ds. Zdrowia Psychicznego Dzieci i Młodzieży. Patronat nad wydarzeniem objęła wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska (KO) oraz prezydent Gliwic Adam Neumann.

Reklama

W dyskusji, składającej się z trzech paneli, wystąpiło m.in. grono ekspertek z dziedziny psychiatrii, psychologii, psychoterapii, pedagogiki oraz 18-letnia Krysia Piątkowska, założycielka Stowarzyszenia "NaUmyśle", która w przeszłości sama zmagała się z depresją i omal nie targnęła się na swoje życie.

Przewodnicząca zespołu parlamentarnego Marta Golbik (KO) przypomniała na wstępie debaty, że w ubiegłym roku samobójstwo popełniło 98 młodych osób. - Szacuje się, że około 10 razy tyle próbowało to zrobić. Na przestrzeni lat 2013-2019 ponad 2,5-krotnie zwiększyła się liczba prób samobójczych młodych ludzi. To musi nas niepokoić i to musi nam dać do myślenia nam: nauczycielom, rodzicom, pedagogom, psychologom, psychiatrom, psychoterapeutom, politykom - podkreśliła posłanka Koalicji Obywatelskiej.

Reklama

Według dr Katarzyny Rojewskiej, psychoterapeuty i wykładowczyni SWPS, średnia wieku dzieci po zamachach samobójczych to 15 rok życia. Bezpośrednią przyczyną samobójstwa lub tylko próby jego dokonania jest - jak wskazywały ekspertki - zawsze sytuacja kryzysowa, związana z m.in. kryzysem tożsamości i samotności, poprzedzona często przemocą - zarówno w domu, jak i w szkole. - Samotność, opuszczenie i brak osadzenia w domu, bo tego potrzebuje każdy człowiek - powiedziała psychoterapeuta Małgorzata Kowalcze. - To też jeszcze kwestia relacji rówieśniczych, ból, odrzucenie, ośmieszenie - dodała lekarz-psychiatra Małgorzata Mróz-Idasiak.

Na rosnącą liczbę nie tylko samobójstw, ale także przypadków depresji czy zaburzeń lękowych młodych ludzi nieprzygotowane są ani szkoła, ani służba zdrowia. - System jest nieskuteczny właściwie na każdym poziomie - od wykrywania, na poziomie rodziny, pewnych zaburzeń psychicznych - czy to u małych dzieci zaburzeń neurorozwojowych, czy u starszych - zaburzeń emocjonalnych, czy u takich już młodych dorosłych albo jeszcze niepełnoletnich - chorób psychicznych, poprzez szkołę, która również nie jest przygotowana organizacyjnie: brakuje pedagogów szkolnych, psychologów, po już niewydolny system poradni zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży, gdzie kolejki są wielomiesięczne, i niewydolną nawet prywatną służbę zdrowia - oceniła Mróz-Idasiak.

Ekspertki zgodziły się, że konieczna jest pilna reforma całego systemu wsparcia dla dzieci i młodzieży. Ich zdaniem dobrym rozwiązaniem było stworzenie pododdziałów na oddziałach pediatrycznych w dziecięcych szpitalach wielospecjalistycznych. Tam lekarzy psychiatra nie musiałby pracować na pełny etat, a jedynie pełnić rolę konsultanta.

Reklama

Potrzebne są także dzienne oddziały psychiatryczne. - Przecież wiele zaburzeń może być leczonych w takim trybie, że dziecko wraca na noc do domu, a w ramach tego oddziału ma opiekę terapeutyczną plus zapewnioną edukację - przekonywała Mróz-Idasiak.

Zarówno ona jak i inne uczestniczki debaty za konieczne uznały ponadto kształcenie nowych specjalistów nie tylko z dziedziny psychiatrii, ale także psychoterapii. Przydałby się - jak mówiły - szeroki dostęp do studiów podyplomowych z psychoterapii dla absolwentów psychologii i pedagogiki. - Jest jeszcze do kształcenie druga grupa zawodowa, która jest pomijana - lekarze, którzy powinni być kształceni w obszarze budowania kontaktu z pacjentem, żeby nie traktowali pacjenta instrumentalnie, żeby rozumieli na czym polega psychoterapia - zauważyła psychoterapeuta, specjalistka od uzależnień Małgorzata Kowalcze.

Podczas dyskusji mowa była też o narastającym problemie depresji, która często poprzedza próbę samobójczą. Tak było w przypadku Krysi Piątkowskiej, której jednak w krytycznym momencie z pomocą przyszła szkolna psycholog. 18-latka zwróciła uwagę, że objawy tej choroby czasem trudno zauważyć. - Byłam osobą bardzo towarzyską, nawet w okresie takich najcięższych dołków działałam też społecznie. Jak można pomyśleć, że ktoś, kto jest towarzyski, rozmawia, kto ma przyjaciół, kto się śmieje, żartuje, organizuje wydarzenia może mieć depresję. Przecież to jest absurdalne i tak się wydawało wszystkim wokół mnie, a ja wtedy tak naprawdę okropnie cierpiałam - wspominała Piątkowska.

Psycholog szkolna Mirosława Bubak-Szczecińska radziła, by nauczyciele szczególnie zwracali uwagę na dzieci, które są samotne, trzymają się na uboczu, są klasowymi "kozłami ofiarnymi". Zdaniem psycholog Urszuli Janoty uczniom przydałyby się zajęcia, np. w ramach godzin wychowawczych, które z jednej strony uczyłyby je empatii, z drugiej - informowały czym jest depresja. - Żeby właśnie w środowisku rówieśniczym nie zostawiać kogoś, żeby być wyczulonym na tego samotnika - podkreślała ekspertka.

Ważną rolę do odegrania mają też - według uczestniczek debaty - rodzice, którzy powinni starać się jak najwięcej rozmawiać ze swymi dziećmi, o wszystkim. - Jeśli nie posiadasz zbyt dużej wiedzy o komputerze czy internecie, porozmawiaj ze swoim dzieckiem, ono ciebie nauczy. Chciałabym wszystkim rodzicom powiedzieć, by nie bali się uczyć od sowich dzieci. Jak się zaczną od nich uczyć, to nie dość, że poszerzą swoją wiedzę, to będą wiedzieć czym się to dziecko zajmuje w komputerze - z czego ono korzysta, z jakiego typu gier - przekonywała Małgorzata Kowalcze.