Obecnie Polska ma ponad 1000 respiratorów dla pacjentów z COVID. 467 jest zajętych. Analizę tego, ile mamy czasu do wyczerpania zasobów, przeprowadzili matematycy z Uniwersytetu Warszawskiego, którzy śledzą rozwój epidemii.
Różnice są widoczne w podziale na województwa. W niektórych może dojść do załamania szybciej, inne dysponują większymi rezerwami. Krytyczny punkt może zostać oddalony, jeśli rząd udostępni kolejne respiratory (ich maksymalna liczba to 11 tys.).
Dyrektorzy szpitali przekonują jednak, że nie tylko o sprzęt chodzi. Problemem jest brak specjalistów do jego obsługi. Przede wszystkim pielęgniarek o specjalności anestezjologicznej. Ministerstwo Zdrowia chce wprowadzić szkolenia dla personelu pielęgniarskiego. Dyrektorzy są sceptyczni ‒ edukacja może trwać wiele miesięcy, pomoc jest potrzebna od dziś.
Reklama
Najpierw zdalnie mogą zacząć się uczyć szkoły średnie, później klasy 4‒8, a na końcu dzieci z nauczania początkowego
Reklama
Wczoraj resort zdrowia poinformował o 6526 nowych przypadkach zachorowań na COVID-19, zmarło 116 osób. W związku ze wzbierającą falą zachorowań od kilku dni rząd zastanawia się nad wprowadzeniem kolejnych zaostrzeń. Decyzje możemy poznać dziś. Będą dotyczyły wesel i innych tego typu imprez. Dojdzie albo do kolejnych ograniczeń do 30 osób w strefach czerwonych lub 50 w żółtych, albo nawet wprowadzenia całkowitego zakazu. Trwa debata o tym, czy zamykać szkoły. Przeciwne tym pomysłom jest MEN, przede wszystkim z uwagi na jakość edukacji. W grę wchodzi scenariusz stopniowego przechodzenia na naukę zdalną. Najpierw szkoły średnie, później uczniowie klas 4‒8 w szkołach podstawowych, na końcu dzieci z nauczania początkowego.
Rząd zastanawia się także nad pakietem rozwiązań, które mają zachęcić lub zmusić lekarzy do pracy z chorymi na COVID-19. Rozważane są m.in. wyższe dodatki do pensji czy pomysły na weryfikację zwolnień chorobowych wystawianych lekarzom.

Lockdown 2.0

Dziś mają zostać ogłoszone nowe obostrzenia związane z pogarszającą się sytuacją epidemiczną w kraju. Część rozwiązań może wejść w życie już od najbliższej soboty. Niektóre pomysły w dużej mierze przypominają te z marca i kwietnia, gdy cały kraj znajdował się w lockdownie. Ostateczne decyzje miały zapaść najpóźniej dzisiaj rano na rządowym zespole zarządzania kryzysowego z udziałem premiera, w konsultacji z poszczególnymi resortami i GIS.

Jak twierdzą nasi rozmówcy z kręgów rządowych, rozważany jest wariant ogłoszenia całej Polski czerwoną strefą – na podobnej zasadzie jak w zeszłym tygodniu stała się strefą żółtą. Związane jest to m.in. z faktem, że czerwonych stref przybywa, a ludzie gubią się w tym, jakie obostrzenia obowiązują na terenie ich zamieszkania. Jeszcze wczoraj rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz stwierdził, że „zmierzamy w kierunku ogłoszenia ponad 100 powiatów jako stref czerwonych” oraz że wśród nich będzie „dość dużo miast”.

Dodatkowo w grę wchodzi zaostrzenie reguł obowiązujących w strefie czerwonej. I tak np. poważnie rozważane jest zakazanie organizacji wesel (dziś w czerwonej strefie obowiązuje limit do 50 osób) lub ograniczenie liczby uczestników imprezy odpowiednio do 30 osób w strefie czerwonej oraz 50 w żółtej (dziś 75). – Można też wprowadzić limity liczby klientów w sklepach czy zaostrzyć zasady wychodzenia z domu np. umożliwić jedynie wyjścia do pracy czy na krótki spacer – wskazuje nasz rozmówca z rządu. Z kolei szef KPRM Michał Dworczyk nie wykluczył przywrócenia handlu w niedzielę, by zmniejszyć ruch w sklepach. Dalsze zaostrzenia mogą dotyczyć barów i restauracji, a Polsat News poinformował wczoraj, że rozpatrywany jest zakaz sprzedaży alkoholu po godz. 20.

Reklama

Daleko idące zmiany mogą też czekać szkoły. Jeszcze w ubiegłym tygodniu rząd, mimo zapowiedzi, nie zdecydował się na zmianę polityki w tym zakresie. Podkreślano wręcz, że ok. 47,4 tys. szkół (98 proc.) pracowało w trybie stacjonarnym, a tylko 801 w trybie mieszanym oraz 284 w zdalnym (stan na 13.10). Teraz jednak może dojść do radykalnego zwrotu w sprawie. Z naszych informacji wynika, że poważnie rozważane jest odgórne i stopniowe zamykanie szkół w całej Polsce – najpierw średnich, a jeśli to nie pomoże, starszych klas w szkołach podstawowych, a na końcu klasy 1‒3.

W dalszym ciągu pod uwagę brane jest wprowadzenie stanu nadzwyczajnego, o czym pisaliśmy w DGP w poniedziałek. Zwłaszcza że sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. – Jeżeli chodzi o brak łóżek w szpitalach, to takie sytuacje będą. Nikt nie powie, że w każdym szpitalu w Polsce, każdego dnia, będą dostępne wszystkie łóżka – stwierdził wczoraj Wojciech Andrusiewicz, rzecznik resortu zdrowia. – Mamy też gigantyczny kłopot z lekarzami oddelegowanymi do walki z COVID-19 i musimy coś z tym zrobić. Spróbujemy bez stanu nadzwyczajnego, ale jeśli nie będzie wyjścia, trzeba taką opcję rozważyć – przyznaje nasz rozmówca z otoczenia premiera. Wskazuje, że na razie rząd chciałby wejść w dialog z izbami lekarskimi i spróbować „zmienić ich podejście”. – Na Śląsku spotkaliśmy się z sytuacją, gdzie jedna z izb odmówiła przekazania listy lekarzy w wojewodzie, uzasadniając to przepisami RODO. Był też przypadek, gdy od jednej izby otrzymaliśmy trzy nazwiska. Problem w tym, że jedna z tych osób była dopiero w trakcie uzyskiwania uprawnień lekarskich, druga nie miała nostryfikacji, a trzecia prawa do wykonywania zawodu – opowiada nasz rozmówca z rządu.

Śląska Izba Lekarska prostuje: wezwanie od wojewody otrzymali, ale w kwietniu. A jego apel został niezwłocznie umieszczony na stronie internetowej izby, w portalu społecznościowym oraz rozesłany newsletterem. Dobrowolnie odpowiedziały na niego trzy osoby. Prezes izby poprosił wojewodę, żeby przed wydaniem decyzji o skierowaniu do pracy przy zwalczaniu epidemii niosącej ryzyko zakażenia osoby nią objęte były weryfikowane w bezpośredniej rozmowie, by wyeliminować takie błędy jak np. kierowanie przez wojewodę do pracy przy zwalczaniu epidemii lekarzy opiekujących się małoletnimi, lekarzy emerytów czy ciężarne. Część izb mówi, że w ogóle nie otrzymała takiej prośby od wojewodów. Prezesi podkreślają też, że trudno jest o personel z prostej przyczyny: nie ma rezerw. Jeden z lekarzy, który się zgłosił, zrezygnował, kiedy pracodawca z jego podstawowej pracy uświadomił mu, że gdyby zetknął się z wirusem, wykluczyłoby to cały oddział. Podobnie było z drugą chętną ‒ radiolożką. Narażenie jej na kontakt z COVID-19 pozbawiłoby dużej liczby pacjentów opieki.

Poza tym izby mogą opublikować prośbę, ale nie mogą podać list – nie mają żadnej możliwości prawnej kierowania kogokolwiek do zwalczania epidemii. – Takie prawo ma tylko wojewoda w ustawowo określonym zakresie. Ministerstwo Zdrowia może zwrócić się do Naczelnej Izby Lekarskiej o listę lekarzy, ale przez sześć miesięcy epidemii nie zrobiono tego – informuje dr n. med. Magda Wiśniewska, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie. I dodaje, że pacjenci z chorobami innymi niż COVID-19 również potrzebują opieki.

Nie zapominajmy również, że 27 proc. lekarzy i 44 proc. pielęgniarek ma więcej niż 60 lat.