Był pan ostatnio służbowo w Japonii i prywatnie we Włoszech. Nie martwi się pan, że mógł pan zainfekować się koronawirusem?

W społeczeństwie japońskim od lat istnieje bardzo dobry zwyczaj chodzenia w maseczkach na twarzy, gdy człowiek czuje się zakatarzony. Mimo że w porcie w Yokohamie stał już od jakiegoś czasu statek Diamond Princess z osobami zarażonymi na pokładzie, to nie było żadnej paniki na ulicach. Część ludzi nosiła maseczki,, Zakładając, że wszystkie choroby są groźne, to w Polsce na grypę lub schorzenia grypopodobne rocznie zapada 2,5 mln osób, z czego w ubiegłym roku zmarło ok. 150. Gdyby przyrównać to do skali koronawirusa, to mamy Goliata i jakąś małą rzecz. Ale podkreślam - wszystkie schorzenia trzeba traktować poważnie. Zapewne pamięta pan sytuację, gdy do redakcji przychodzi jedna zakatarzona osoba, chwilę potem wszyscy pozostali są zainfekowani. Dlatego warto, na bazie obecnego zagrożenia epidemicznego, zmienić nawyki Polaków, którzy w każdym sezonie podlegają jakiejś infekcji. Grypa jest zadomowiona pod różnymi postaciami. Ale w historii mieliśmy już m.in. SARS, MERS, świńską i ptasią grypę czy gorączkę zachodniego Nilu. Co sezon wyskakuje jakieś zagrożenie tego typu, w tym roku jest to koronawirus z dużej rodziny koronawirusów. Na początku się go bano, bo nie wiedziano, czy ta mutacja nie jest szczególnie zabójcza. Wreszcie okazało się, że zabójcza jest, ale w ok. 1-4 proc. zainfekowanych lub do 8 proc. w przypadku starszych osób. Rodzina koronawirusów jest groźniejsza niż grypa, bo ma większą tendencję do zajmowania płuc, ale nie jest tak zabójcza, jak się spodziewano na początku.

Reklama

A jeśli chodzi o pana urlop we Włoszech?

W dniu wyjazdu sprawdziłem, że w regionie, do którego zmierzałem w promieniu 30 km nie było ani jednego przypadku koronawirusa. Czy jest teraz, nie sprawdzałem, ale zapewne tak, bo we wszystkich krajach europejskich liczba zakażeń rośnie. W samej Brukseli jest co najmniej kilkunastu zarażonych, w tym w instytucjach europejskich czy NATO, a przecież europarlamentarzyści czy ministrowie jeżdżą tam regularnie. We Włoszech główne ognisko wydaje się być w okolicach Lombardii i Piemontu, czyli Mediolanu i okolic.

Reklama

Sztab Andrzeja Dudy twierdzi, że przebywając w gmachu parlamentu, a nie na kwarantannie, naraża pan nie tylko swoje zdrowie, ale także pańskich ochroniarzy, innych senatorów czy dziennikarzy.

To obrzydliwe nadużycie, bo jak już mówiłem - w samej Brukseli jest już kilkanaście przypadków koronawirusa, w miejscu we Włoszech, gdzie urlopowałem, nie było żadnego. Ten sam problem w takim samym stopniu dotyczy mnie, jak i jeżdżącego regularnie do Brukseli pana europosła Adama Bielana czy ministra Mariusza Kamińskiego, który podobno przebywał niedawno w budynku, gdzie była osoba zarażona koronawirusem. To typowe sianie paniki i odwracanie uwagi od własnych problemów w kampanii prezydenckiej. Wykonałem też badania na obecność koronawirusa, aby pełniąc funkcje publiczne, nie narażać innych. Wynik otrzymałem i jest on negatywny. Zachęcam wszystkich pełniących publiczne funkcje do tego samego, być może inni przedstawiciele władz też byli na wakacjach we Włoszech, tylko tydzień czy dwa wcześniej? W przypadku dodatniego wyniku, powinni poddać się kwarantannie lub hospitalizacji, w zależności od objawów.

Pytanie, czy pan samemu nie nie zaryzykował zbyt wiele, pojawiając się w Senacie zanim się upewnił, czy jest zdrowy. Ja wchodząc dziś do Sejmu musiałem wypełnić specjalne oświadczenie, że w ciągu ostatnich 14 dni nie przebywałem w krajach, do których podróżowania nie zaleca Główny Inspektor Sanitarny”. Mnie ten problem w związku z tym nie dotyczy, ale Pana - zdaje się - już tak.

Reklama

Wspólnie z panią marszałek Elżbietą Witek wydawaliśmy zarządzenie w tej sprawie.

Tak czy inaczej, moi koledzy i koleżanki po fachu, którzy byli ostatnio np. we Włoszech, mogliby mieć problem z wejściem do Sejmu i Senatu.

Zgodnie z zarządzeniem obowiązek składania takich oświadczeń dotyczy wszystkich osób poza posłami, senatorami czy pracownikami Kancelarii Sejmu i Senatu.

Patrząc z perspektywy lekarza, sytuacja z koronawirusem jest poważna, czy mamy do czynienia z pewną histerią?

Zakażenia wirusowe są groźne, bo wirusy generalnie mutują. Ale nie widzę tu powodów do paniki, bo niepokój był do momentu gdy okazało się, że łatwość rozprzestrzeniania się wirusa jest wysoka, natomiast jego zabójczość jest zbliżona do ciężkiej grypy. W tym sezonie w Polsce już zmarło ponad 30 osób na powikłania pogrypowe, na szczęście nikt nie zmarł w powodu koronawirusa, choć - trzeba przyznać - takie ryzyko istnieje. Zastanawiają mnie jednak skutki ekonomiczno-społeczne tej epidemii. Mam niejasne wrażenie, że ktoś to podsyca. Spójrzmy np. na Włochy - 60-milionowy naród, ponad 7 tys. zarażeń koronawirusem. Nawet jak będzie 100 tys., to wciąż dużo mniej niż przypadków grypy. W Polsce w samym lutym było 820 tys. przypadków grypy lub schorzeń grypopodobnych. Do 4 marca nie było ani jednego koronawirusa. Pojawiło się kilkanaście przypadków. Nikt nie mówi o grypie, wszyscy mówią o koronawirusie. Czy ktoś tego nie podsyca, by narazić wiele gałęzi gospodarki na ciężkie straty? Chodzi zwłaszcza o producentów, transportowców, biura turystyczne - oni wszyscy dotkliwe odczuwają skutki koronawirusa.

Kto miałby podsycać sprawę koronawirusa? Rosja?

Z pewnością ktoś, komu zależy na osłabieniu i rozchwianiu światowej gospodarki.

Jak pan ocenia dotychczasowe działania rządu w sprawie koronawirusa? Wprowadzono już m.in. kontrole sanitarne na granicy z Niemcami i Czechami, dziś zabroniono imprez masowych, samorządy liczą się z ewentualnym zawieszaniem zajęć w szkołach.

Niektóre kraje wydały zakaz organizowania imprez powyżej 1 tys. osób. Każda władza musi się czymś wykazywać. Jest taka organizacja - Centrum Kontroli Chorób Zakaźnych w Atlancie. Najbardziej prestiżowa i szanowana na świecie. Ustami swojej szefowej poinformowała, że walka z rozprzestrzenianiem się koronawirusa jest raczej skazana na porażkę. Nie zatrzymamy tego procesu, ale możemy go spowalniać. Podobnie dzieje się z grypą i schorzeniami paragrypowymi. Należy się skupić na tym, by zapewnić właściwe warunku leczenia i izolacji chorych, zabezpieczyć odpowiednią ilość respiratorów i aparatów do natleniania krwi w momencie, gdy płuca chorują. Większość, mam nadzieję, przejdzie to jako rodzaj przeziębienia. Ale nie da się ukryć, że zwłaszcza ludzie starsi, mogą być w stanie zagrożenia życia. Ze statystyk wynika, że na 100 tys. chorujących ok. 4 proc. ludzi już zmarło.

Politycy sami już wspominają o możliwości zawieszenia kampanii prezydenckiej, a może nawet przesunięcia terminu wyborów. W którym momencie rozwoju sytuacji któryś z tych scenariuszy może być realny?

Medycyna musi być oparta na faktach. Sytuacja zmienia się dynamicznie. Pierwsze posiedzenie parlamentarnej - w tym przypadku senackiej - komisji zdrowia miało miejsce 4 tygodnie temu. Jeszcze ponad tydzień temu, jak wprowadzaliśmy dodatkowy punkt posiedzenia, dotyczący informacji na temat aktualnego stanu walki z koronawirusem, senatorowie PiS głosowali przeciw. Gdy uchwalaliśmy ustawę o walce z koronawirusem, pan marszałek Karczewski - ku memu zdumieniu - nie uczestniczył w tym posiedzeniu, ale mimo to organizował w gmachu swoją konferencję prasową

PiS panu z kolei zarzuca, że gdyby nie pański urlop we Włoszech, specustawa weszłaby w życie kilka dni wcześniej. Zdaniem Adama Bielana obrady Senatu były opóźnione o 4 dni.

To kłamstwo. W poczuciu odpowiedzialności przerwałem swój urlop. Fakty są takie: w poniedziałek 2 marca było posiedzenie Sejmu, we wtorek dostaliśmy z Sejmu dokumenty i zwoływaliśmy komisję senacką, której prezydium już we wtorek zamówiło ekspertyzy, w czwartek posiedzenie miała komisja zdrowia, a w piątek 6 marca - nadzwyczajne posiedzenie izby wyższej., Podczas urlopu byłem w stałym kontakcie z Prezydium Senatu, ale także z ministrem zdrowia Zresztą czy koronawirusa zwalcza się ustawą? Nie. Zwalcza się go zachowaniami prozdrowotnymi, myciem rąk, noszeniem maski i samokontrolą, czyli np. unikaniem większych zgromadzeń.

Czyli pan rekomendowałby zawieszenie tego elementu kampanii wyborczej?

Tego nie powiedziałem. Trzeba zdawać sobie sprawę, że wydano już zalecenia, by nie organizować imprez powyżej tysiąca osób. Możemy zatrzymać cały kraj, kazać wszystkim siedzieć w domu, tylko opierajmy się na faktach. To, że 2,5 mln ludzi w tym roku zachoruje na grypę, nikogo nie wzrusza. To, że kilkanaście choruje na koronawirusa, a z czasem być może kilkaset lub kilka tysięcy, powoduje rozregulowanie życia polityczno-społecznego na skalę masową. Należy sobie zadać pytanie, czy nie jest to przez kogoś stymulowane, bo nie wszyscy światowej gospodarce dobrze życzą. Ale jak to się będzie rozwijać, trzeba reagować z dnia na dzień. Na razie mówimy wciąż o zagrożeniu epidemią, a nie epidemii. Być może restrykcje trzeba będzie zaostrzać, ale ostatnią rzeczą, jaką dziś potrzebujemy to panika i decyzje motywowane potrzebami politycznymi.

Przekonują pana prezydencki pomysłu Funduszu Medycznego?

Przypomnę, że na jednej konferencji panowie o tym nie pamiętali, a przypomniało im się dzień później. Już w poprzedniej kampanii pojawił się pomysł funduszu szpitalnego o budżecie 2 mld zł, widocznie zszedł do lamusa. Jest jednak prostsze rozwiązanie. Wystarczy, że na najbliższym posiedzeniu Sejm nie odrzuci poprawki budżetowej Senatu, która pokazuje, skąd wziąć ponad 1,9 mld zł na onkologię. To będzie test dla rządzących, na ile poważnie traktują swoje dotychczasowe deklaracje.