Na początku nowego roku szkolnego rodzice dostali do podpisania zgody na stomatologiczną opiekę profilaktyczną u swoich dzieci. Wielu z nich jednocześnie usłyszało, że na razie nie wiadomo, kto ją będzie świadczył. Tylko ok. 700 szkół ma gabinety dentystyczne.
Właśnie dlatego ustawa z 12 kwietnia 2019 r. o opiece zdrowotnej nad uczniami (Dz.U. z 2019 r. poz. 1078), która nałożyła na samorządy odpowiedzialność za opiekę stomatologiczną dla uczniów z podległych im szkół, jednocześnie pozwoliła rozwiązać tę kwestię na trzy sposoby. Można zorganizować gabinet w szkole, zawrzeć porozumienie z pobliską praktyką lub nawiązać współpracę z dentobusem. Ponieważ uruchomienie gabinetu to koszt przynajmniej 100 tys. zł (a jeśli ma być nowoczesny, to nawet pół miliona), a dentobusy co do zasady mają kursować po całym województwie, najbardziej racjonalnym rozwiązaniem wydawały się porozumienia ze stomatologami. Problem w tym, że ci do współpracy się nie garną. Poza tym jest dodatkowy warunek – gabinet musi mieć kontrakt z NFZ. A takich placówek jest stanowczo zbyt mało – według Komisji Stomatologicznej Naczelnej Rady Lekarskiej niespełna 7 tys.

Polowanie na dentystów trwa

Choć nowe prawo weszło w życie 12 września, wiele szkół nadal szuka chętnych. – Rozmowy ze stomatologami trwają, szukamy rozwiązań – informuje Beata Sulska z Urzędu Miasta w Bolesławcu. Więcej szczęścia miały Gliwice. – Większość szkół już porozumienia podpisała lub jest w trakcie uzgadniania warunków – zapewnia Mariusz Kucharz, naczelnik tamtejszego wydziału edukacji.
Reklama
Lekarski samorząd nie ma jeszcze informacji o liczbie stomatologów, którzy zdecydowali się podjąć współpracę ze szkołami. Wszystko jednak wskazuje na to, że sprawdzają się wcześniejsze przewidywania przewodniczącego komisji stomatologicznej Andrzeja Cisły: zależy to przede wszystkim od sytuacji na lokalnym rynku.
Reklama
Wyraźnie jednak widać, że problem jest w dużych miastach. Tu szczególnie odczuwalny jest deficyt gabinetów z kontraktami. – U nas sytuacja bez zmian, wciąż szukamy chętnych – przyznaje Marta Bartoszewicz, rzeczniczka prasowa UM w Olsztynie. Nieco lepiej jest w Białymstoku, gdzie tylko cztery szkoły zgłosiły brak choćby jednej oferty na pierwsze ogłoszenie.
Na Mazowszu ogłoszono natomiast dodatkowy konkurs. Ma zostać rozstrzygnięty w najbliższy piątek. Wówczas, jak informuje Magda Łań z warszawskiego magistratu, zarządy stołecznych dzielnic będą podpisywały porozumienia z gabinetami.
Na ogłoszenie konkursu czeka Gdańsk. – W odpowiedzi na nasze pismo NFZ wskazał, że w związku z małą liczbą podmiotów stomatologicznych rozważy „możliwość dodatkowego postępowania konkursowego” i „ujęcie przeprowadzenia takiego postępowania w planie zakupu na 2020 r.”. Nie wiadomo tylko, czy na początku, czy na końcu roku – podkreśla Dariusz Wołodźko z gdańskiego ratusza.

Brak chętnych na kontrakt

Czy jednak dzięki dodatkowym konkursom uda się znaleźć więcej gabinetów skłonnych do podpisania umowy? Lekarze wątpią, od dawna bowiem podkreślają, że środki, które NFZ przeznacza na stomatologię, są zbyt niskie (niespełna 2 mld zł). Dlatego dentyści wolą leczyć zęby prywatnie.
– Gabinetów, które mają kontrakt z NFZ, w niektórych regionach jest za mało lub nie ma ich wcale. Coraz mniej stomatologów chce leczyć dzieci. Stawki, jakie teraz oferuje NFZ, nie gwarantują nawet zwrotu kosztów. Nic więc dziwnego, że nie ma chętnych, by leczyć uczniów – mówi Marcin Sobotka z Porozumienia Rezydentów OZZL, lekarz i lekarz dentysta.
Jego zdaniem najłatwiejszym rozwiązaniem tego problemu jest umożliwienie rodzicom wyboru gabinetu. – Jeśli chcemy włączyć w to szkoły, powinno to wyglądać następująco: rodzic z dzieckiem idzie do wybranego gabinetu, tam jest ono leczone według ryczałtowej stawki ustalonej z NFZ – moim zdaniem powinno być to minimum 150 zł za wypełnienie w zębie – rodzice biorą rachunek, zanoszą do szkoły i jest to rozliczane przez NFZ. Pielęgniarka szkolna czy higienistka stomatologiczna powinna pełnić w tym modelu rolę koordynującą – wskazywać problemy i kontrolować, czy prowadzony jest proces leczenia. Taki uproszczony model rozliczania i wyboru gabinetu powoduje, że wszystkie środki są od razu wykorzystane na leczenie, a nie na biurokrację czy tworzenie od podstaw infrastruktury w szkołach – przekonuje Marcin Sobotka.
Także Andrzej Cisło przyznaje, że problemem są nie tylko pieniądze, ale też sprawy organizacyjne. Tym bardziej że wiele kwestii wciąż pozostaje niejasnych, np. te dotyczące sprawozdawczości. W najbliższy piątek lekarze mają rozmawiać o tym z NFZ. Szef komisji stomatologicznej deklaruje, że chciałby w końcu uzyskać ostateczne wyjaśnienia spraw finansowych i organizacyjnych.