W 2017 r. Polacy wydali na sfałszowaną i pochodzącą z niewiadomego źródła żywność 43,7 mld zł – o 2,4 mld więcej niż rok wcześniej. Już 20 proc. kupowanego przez nas jedzenia pochodzi z szarej strefy – wynika z szacunków Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Skala procederu jest duża, bo brakuje skutecznych narzędzi do walki z nim. Urzędy kontroli mają prawo do sprawdzania towarów, ale jedynie tych pochodzących z legalnie działających zakładów. Tymczasem spora część produktów jest wytwarzana przez nielegalne fabryki, do których wejść mają prawo wyłącznie organy ścigania – tłumaczy Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Ale Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych coraz więcej przypadków nadużyć ujawnia w legalnie działających firmach. W ubiegłym roku skontrolowała 600 producentów i wydała 140 decyzji w sprawie o fałszowanie produktów (dwa lata wcześniej tylko 60). Ujawnienie fałszerstwa oznacza możliwość nałożenia kary pieniężnej na producenta, sięgającej 10 proc. jego przychodów. Inspekcja może też nakazać wycofanie z rynku sfałszowanej partii produktów.
Reklama
Najwięcej nieprawidłowości inspekcja ujawnia w branżach: mięsnej, garmażeryjnej, piekarniczej i cukierniczej. Te sektory są bardzo rozdrobnione, ale też łatwo wprowadzać ich produkty na rynek.
Reklama
Z fałszerzami od lat walczy też branża alkoholowa. – Szacujemy czarny rynek na ok. 20 proc. legalnej sprzedaży. Oznacza to, że jego wartość sięga ok. 11 mld zł – wyjaśnia Ryszard Woronowicz ze Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy.
W opinii wielu ekspertów wzrost znaczenia szarej strefy zagraża dynamicznie rozwijającemu się eksportowi naszej żywności. W 2017 r. jego wartość przekroczyła 27 mld euro. Rok wcześniej było to 24 mld euro. Podróbki mogą popsuć naszym towarom reputację na zagranicznych rynkach. – To realne zagrożenie. Wystarczy przypomnieć konsekwencje, jakie wywołał wybuch afery solnej. Zatrzęsła ona eksportem, a najbardziej ucierpieli ci, którzy wysyłali towary do Czech – komentuje Andrzej Gantner.
Eksperci postulują powołanie specjalnych służb w ramach policji, które walczyłyby z nadużyciami na rynku spożywczym.
Przykładem mogą być Włochy, gdzie od kilku lat funkcjonuje oddział karabinierów ds. fałszowania żywności. Dzięki temu spada liczba oszustw i innych przestępstw dotyczących produkcji jedzenia – mówi Andrzej Gantner. I dodaje, że jego Federacja apeluje o takie rozwiązanie od lat. – Niestety, nie jest ono uwzględniane przy okazji reform dotyczących organów urzędowej kontroli żywności – podkreśla.
Kierunek proponowanych przez Gantnera zmian pozytywnie ocenia IJHARS, która już teraz współpracuje z policją. Zdaniem Inspekcji wyodrębnienie specjalnych służb do ścigania nadużyć przyspieszyłoby wykrywanie i łapanie oszustów. I mniej spraw o fałszerstwa byłoby umarzanych. Dziś prokuratura robi to bardzo często, bo uważa je za czyny o niskiej szkodliwości społecznej.
Barierą w sprawnym likwidowaniu szarej strefy są też niskie budżety inspekcji. To przekłada się na ograniczoną liczbę przeprowadzanych przez nie kontroli.
Zdecydowanie lepsze efekty dałoby przydzielanie organom kontrolnym budżetów centralnie, czyli przez rząd, a nie przez wojewodów. To przełożyłoby się też na jednolite interpretacje przepisów dotyczących jakości towarów spożywczych – dodaje Andrzej Gantner.