Lekarze, którzy ukończyli studia poza UE, aby rozpocząć pracę w Polsce, muszą przejść kilka szczebli egzaminacyjnych. Pierwszym jest weryfikacja ich wiedzy przez polskie uczelnie. Absolwenci z zagranicy przekazują sobie pocztą pantoflową informacje o tym, gdzie są najmniejsze wymagania i gdzie najłatwiej można zdać egzamin nostryfikacyjny. Największą popularnością cieszy się uczelnia w Białymstoku. Choć i tu nie jest łatwo: w 2017 r. na 172 osoby zdało 17. Rok wcześniej wyniki były lepsze: test zaliczyło 41 ze 108 kandydatów. W Łodzi 3 lata temu - na 25 osób egzamin nostryfikacyjny zdały dwie. Rok później na 31 - osiem.

Trwa ładowanie wpisu

- Większość osób zdaje za drugim, trzecim podejściem - mówi Rafał Banaś z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Przyjeżdżają absolwenci z Ukrainy, Białorusi, Rosji oraz Kazachstanu. Zdarzają się pojedyncze przypadki osób z Syrii, Egiptu czy Meksyku. - Niektórzy zdają po kilkanaście razy - mówi pracownik Okręgowej Izby Lekarskiej w Białymstoku. Dla wielu egzamin nostryfikacyjny jest barierą niemal nie do przejścia. - Przychodzą profesorowie z 20-letnim stażem pracy na Ukrainie, i się im nie udaje - opowiada.
Egzamin to przeszkoda nie tylko dla ukraińskich czy białoruskich medyków, lecz także dla Polaków, którzy zdecydowali się na studia za granicą. Powodem jest zwykle nieudana próba dostania się na medycynę w Polsce. Na Ukrainie studia po angielsku to koszt ok. 15 tys. zł rocznie. O tym, jaka jest skala wyjazdów Polaków, mogą świadczyć dane z Naczelnej Izby Lekarskiej. Z 904 osób, które ukończyły studia na Ukrainie, prawie 900 to Polacy.
Reklama
Reklama
W tym roku grupa młodych lekarzy, którzy kształcili się poza granicami UE, zwróciła się do ministerstwa o zmiany. - Wykształciliśmy się za własne pieniądze, przez 6 lat ponosząc ogromne koszty i wyrzeczenia rozłąki z rodzinami i Ojczyzną. Teraz młodzi, pełni zapału i idei zamiast zdobywać stopnie specjalizacyjne, służyć i leczyć pacjentów we własnej Ojczyźnie zmagamy się z egzaminem będącym ewenementem na skalę Unii Europejskiej i pozostałych krajów Europy - pisali nieco patetycznie w liście do ministra Łukasza Szumowskiego. Ich zdaniem egzamin jest bardzo trudny, wymaganiami dorównujący specjalizacyjnym. Do tego skonstruowanym tak, by uniemożliwić uzyskanie pozytywnego rezultatu. W dodatku uczelnie podchodzą do egzaminów subiektywnie: na jednej uznają, że różnice są prawie w każdym zakresie od interny przez pediatrię po onkologię. W innej, że dotyczy to tylko genetyki i prawa medycznego. - Pojawiają się pytania jak na egzaminie specjalizacyjnym - mówi lekarz, który studiował we Lwowie.
Zdaniem tych, którzy ukończyli studia na Wschodzie, uczelniom nie zależy na dobrych wynikach. Na każdym egzaminowanym zarabiają - ok. 2,7 tys. zł. Medycy proponują kilka rozwiązań, w tym zniesienie egzaminu nostryfikacyjnego, ale pozostawienie wymogu stażu i podejścia do ostatecznego egzaminu lekarskiego (LEK) jako potwierdzenia wiedzy.
Co na to uczelnie? Jeżeli (absolwenci spoza UE - red.) mieliby zdawać tylko LEK, tak jak absolwenci polskich placówek, to byłoby to ominięciem procesu rekrutacji na studia na kierunku lekarskim - uważa prof. Irina Kowalska z UM w Białymstoku. Odpiera zarzut o wyśrubowanych wymaganiach na egzaminie. Absolwenci uczelni zagranicznych również nie najlepiej sobie radzą na LEK-u (wg Centrum Egzaminów Medycznych nie zdało 58 proc. Odsetek porażek studentów polskich uczelni wynosi 15 proc.). Po prostu poziom studentów z ukraińskich uczelni jest niższy. Także dlatego, że medycynę mogą tam studiować osoby z gorszymi wynikami uzyskanymi na maturze. Prof. Kowalska zgadza się, że egzamin powinien zostać ujednolicony. Propozycje zmian zostały przesłane do Ministerstwa Zdrowia.
Podobnego zdania jest prof. Romuald Krajewski, wiceprezes NIL - jego zdaniem weryfikacja wiedzy, czyli m.in. egzamin nostryfikacyjny, to wymogi Unii. A odejście od tego i pozostawienie tylko obowiązku zdawania egzaminu LEK stawiałoby pod znakiem zapytania jakość kwalifikacji lekarzy. Jeżeli są skargi wskazujące na subiektywne podejście uczelni, można by się zastanowić np. nad standaryzacją tych egzaminów, ale nie likwidacją – mówi prof. Krajewski.
Jednak posłanka Anna Czech (PiS) z sejmowej komisji zdrowia, a także dyrektor szpitala w Tarnowie, przekonuje, że w Polsce brakuje lekarzy i być może jednak należałoby przemyśleć rozwiązania ułatwiające m.in. powrót polskich absolwentów, którzy kształcili się za granicą.

Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że zastanawia się nad wprowadzeniem zmiany w egzaminach nostryfikacyjnych. Nie chce zdradzać szczegółów, ale z nieoficjalnych informacji wynika, że jest przychylne ułatwieniom. Trwają także prace nad jeszcze innymi ułatwieniami: umożliwiającymi lekarzom spoza Unii przyznawanie - nawet bez uzupełniania różnic w wykształceniu – ograniczonego prawa do wykonywania zawodu, m.in. pracy w konkretnym szpitalu pod nadzorem polskiego specjalisty. Projekt zmian ma lada moment trafić do konsultacji.