W ostatnich tygodniach w Polsce coraz szersze kręgi zatacza mająca charakter internetowego wyzwania, wywodząca się z USA, akcja "22 pompki dla 22 weteranów", która ma zwrócić uwagę na problemy żołnierzy cierpiących na zespół stresu pourazowego (ang. Post-Traumatic Stress Disorders). Uczestniczący w przedsięwzięciu przez 22 dni codziennie wykonują 22 pompki, filmują to i nominują, za pośrednictwem mediów społecznościowych, kolejne osoby.

Reklama

Akcja została zapoczątkowana kilka lat temu; jej pomysłodawca zwrócił uwagę na dane mówiące o tym, że mniej więcej co godzinę żołnierz mający za sobą służbę na misji w Iraku lub Afganistanie popełnia samobójstwo.

- Każda akcja nagłaśniająca problemy, z jakimi zmagają się weterani, jest cenna. Warto jednak pamiętać, że PTSD jest istotnym problemem klinicznym, ale jeśli chodzi o środowisko weteranów, z całą pewnością nie najważniejszym – podkreślił w rozmowie z PAP szefujący Klinice Psychiatrii, Stresu Bojowego i Psychotraumatologii Wojskowego Instytutu Medycznego płk Tworus.

- Problemu samobójstw w polskiej armii nie ma co demonizować; było ich znacznie więcej, gdy mieliśmy żołnierzy służby zasadniczej niż teraz, gdy armia jest zawodowa – wskazał.

Reklama

Ekspert przypomniał, że szacuje się, iż w Polsce PTSD dotyczy w ok. 7-10 proc. żołnierzy. Przykładowo, w armii amerykańskiej odsetek ten wynosi ok. 30 proc. i wynika m.in. z większego zaangażowania znacząco liczniejszych sił w działania bojowe.

- Pytanie, czy samobójstwo weterana jest związane z PTSD – czasami tak, ale podejrzewam że w większości przypadków – nie – powiedział płk Tworus.

Jak mówił, doświadczenia amerykańskie pokazują, iż większość wojskowych, która odbiera sobie życie, zmaga się nie z PTSD, lecz z problemem uzależnień, bezdomności, rozpadu małżeństwa lub związku partnerskiego.

Reklama

- Pokazanie w wymiarze polskim, że codziennie na świecie ginie 22 weteranów, którzy byli na wojnie, jest dużym skrótem myślowym, którego oczywiście nie można przekładać na grunt polski. W Polsce samobójstw weteranów nie mamy dużo – zauważył dr Tworus.

Ekspert zauważył, że misja dla każdego żołnierza jest doświadczeniem stresującym: wiąże się z dodatkowym obciążeniem obowiązkami wynikającym ze służby, realizowaniem zadań w warunkach bezpośredniego zagrożenia życia, przebywaniem w innym kulturowo środowisku, nierzadko w innym klimacie, daleko od bliskich.

Gdy stres przekracza możliwości adaptacyjne żołnierza, staje się tzw. stresem traumatycznym, swoistą formą urazu bojowego. Jego następstwem jest tzw. zespół stresu potraumatycznego - PTSD.

PTSD, jak zaznacza dr Tworus, jest ograniczoną jednostką chorobową, a sam udział w działaniach bojowych nie jest równoznaczny z wystąpieniem zaburzeń spełniających kryteria zespołu stresu pourazowego. Udział w działaniach wojennych może natomiast skutkować szeregiem następstw, które można określić mianem problemów adaptacyjnych.

- Sytuacja napięciowa wynika m.in. z rozłąki, świadomości zagrożenia, braku możliwości wpływania na życie rodzinne. (…) Nieobecność w kraju powoduje szereg zmian - w jednostce, w której żołnierz służy, a także w jego domu, bo żony i partnerki nabierają nowych kompetencji, a dzieci rosną. Kłopoty domowe i zawodowe często są tłumione alkoholem, co rodzi najczęściej dodatkowe problemy – wskazał płk Tworus.

Jak zaznaczył, żaden z bezdomnych weteranów, którzy uzyskali pomoc w klinice WIM, nie zmagał się z PTSD, lecz z innymi zaburzeniami.

Jego zdaniem, żołnierzy poszukujących pomocy w dziedzinie zdrowia psychicznego jest i będzie coraz więcej.

- Nikt nie jest superodporny, choć wiele rzeczy potrafimy sobie kompensować. Życie w warunkach wojennych powoduje ujawnianie słabości, zaburzeń nerwicowych, zaburzeń osobowościowych, problemów z uzależnieniem, nieumiejętności rozwiązywania różnych codziennych problemów – wyjaśnia ekspert.

Dr Tworus ocenia, że choć w Polsce stworzono dobre podwaliny systemowych rozwiązań na rzecz weteranów i wiele z nich jest skutecznych, to wciąż brakuje np. monitorowania losów weteranów, szczególnie tych, którzy rozstają się ze służbą.

- Weteran, który zakończył służbę, praktycznie znika z pola widzenia, dlatego trudno oszacować, ilu z zmaga się z problemami – zauważył dr Tworus.

Ekspert wskazał, że żołnierze wyjeżdżając na misję i po powrocie z niej przechodzą badania, które w połączeniu np. z informacjami z opinii służbowej pozwalają czasami wychwycić tych, którzy wymagają pomocy.

Jego zdaniem, wielką rolę mogą odegrać instytucje powołane do wspierania żołnierzy - uczestników misji, np. Centrum Weterana. Wskazał, że powstaje coraz więcej podmiotów społecznych angażujących się w działania w tym obszarze, ale, jak zaznaczył, ich aktywność bywa niestety krótkotrwała.

Inaczej jest, jak podkreślił, z działającym nieprzerwanie od blisko trzech lat przy Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego WIM telefonem zaufania dla żołnierzy. Wojskowi i ich bliscy mogą uzyskać pomoc od poniedziałku do piątku, między godziną 17 a 20, dzwoniąc pod numer 261-817-233. Telefon nie jest ośrodkiem psychoterapeutycznym ani poradnią psychologiczno-psychiatryczną na odległość. To sposób, by - co dla wielu osób ważne - anonimowo porozmawiać o problemach i możliwościach ich pokonania.

- Telefon dzwoni częściej, gdy ponawiane są informacje na jego temat. Dobrze dzieje się, gdy numer jest przypominany. Niestety nie mamy wpływu na to, że różne podmioty nie zamieszczają o nim informacji. Szkoda, bo wiele poważnych telefonów zakończyło się pomocą w formie hospitalizacji i dobrymi wynikami – wskazał.

Zapowiedział, że wychodząc naprzeciw potrzebom żołnierzy, osób często młodych w wieku 20-30 lat, WIM planuje rozbudować swoją ofertę pomocy o internetową formę komunikacji. - Być może będzie to jakaś forma komunikatora, z zapewnieniem pewnej anonimowości. Zdajemy sobie także sprawę, że media społecznościowe są dobrym sposobem zwiększenia grona osób, do których możemy dotrzeć z informacją. To otworzyłoby nowe możliwości – wskazał.