Operację przeprowadzili 4 lipca neurochirurdzy z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. Zabieg trwał około pięciu godzin. Przez około godzinę pacjent był świadomy. Lekarze zadawali chłopcu pytania, sam musiał też czytać książkę. Jednocześnie kontrolowano sprawność jego lewej ręki.

Reklama

Tego typu operacje są na świecie przeprowadzane u dorosłych, bardzo rzadko u młodszych pacjentów.

Chłopiec trafił do szpitala, bo miał bardzo wysoką gorączkę, wymiotował i tracił przytomność. Lekarze podejrzewali zmianę w prawej półkuli mózgu. Po przeprowadzeniu rezonansu magnetycznego chłopiec został przewieziony ze szpitala w Gorlicach do Prokocimia. Tam lekarze po konsultacji z psychologiem uznali, że u 15-latka można przeprowadzić operację z wybudzeniem.

Wiedzieliśmy, że musimy usunąć zmianę w mózgu w sposób radykalny, maksymalnie doszczętnie, ale tak, żeby pacjent po zabiegu nie miał niedowładu, zwłaszcza, że dla niego prawa półkula była dominująca. Chłopiec jest leworęczny. Zależało nam na tym, by nie uszkodzić ośrodka mowy - wyjaśnia prof. Stanisław Kwiatkowski, kierownik Oddziału Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu.

Reklama

Po otwarciu czaszki pobrano wycinek, który ocenił histopatolog prof. Dariusz Adamek, kierownik Zakładu Patomorfologii Klinicznej i Doświadczalnej Collegium Medicum UJ, zalecając całkowite usunięcie zmiany. Jak mówił prof. Adamek była ona dość nietypowa, ale nie miała charakteru agresywnego.

Prof. Kwiatkowski dodał, że metoda operowania mózgu z wybudzeniem jest stosowana na świecie od lat, problemem jest jednak właściwy dobór pacjenta, żeby zabieg był bezpieczny, a pacjent np. nie wstał w czasie jego przeprowadzania lub nie zaczął wykonywać niekontrolowanych ruchów. - Przygotowanie przez psychologa jest kluczowe - podkreślił prof. Kwiatkowski. Dodał, że bardzo ważne było także dobranie odpowiedniego znieczulenia, które umożliwiłoby szybkie przywrócenie świadomości i ponowne uśpienie pacjenta.

Reklama

Ani chłopiec, ani rodzice nie zostali uprzedzeni o tym, co będzie działo się na sali operacyjnej. - Lepiej, że nie wiedzieliśmy, bo nerwy byłyby większe - mówiła dziennikarzom mama Szymona, Renata Urzędowska. - Mamy nadzieję, że już wszystko będzie dobrze i że będziemy przyjeżdżać do lekarza tylko na kontrolę - dodała.

Nastolatek mówił dziennikarzom, że w ogóle nie pamięta operacji ani tego, że w trakcie został wybudzony. - Teraz czuję ulgę, już nie będę się tak denerwował - stwierdził.