Dlatego – zdaniem profesor, będącej przewodniczącą Sekcji Naukowej Suicydologii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego - konieczne jest zwiększanie świadomości o tym, jak wspierać osoby w kryzysie. Jak przekonuje, pomocy może udzielić nawet osoba bez psychologicznego przygotowania.

Reklama

Rocznie w Polsce, według Głównego Urzędu Statystycznego, odbiera sobie życie ok. 6 tys. osób – średnio w ostatnich latach 16 osób na 100 tys. mieszkańców. Najgorzej przedstawia się sytuacja wśród mężczyzn w grupie wiekowej 50-59 – decyzję o samobójstwie realizuje w niej ok. 50 osób na 100 tys. mieszkańców. Niepokojący jest też wzrost wskaźnika samobójstw w młodszych grupach wiekowych - od 15 do 24 roku życia, to jedna piąta - jedna czwarta przyczyn zgonów w tej grupie. Jedną z najczęstszych przyczyn są zaburzenia psychiczne, które występują u ok. 90 proc. ofiar.

Według prof. Gmitrowicz, dane gromadzone w rejestrach GUS i Komendy Głównej Policji nie są w pełni wiarygodne, ponieważ wiele przypadków samobójstw jest kwalifikowanych jako zgony z innych przyczyn – np. jako niewydolność wątroby spowodowana zatruciem lekami czy niewydolność krążeniowo-oddechowa w efekcie odstawienia leków przez osobę starszą. W Polsce trwają prace nad Narodowym Programem Zapobiegania Samobójstwom; podobne programy ma wiele krajów Unii Europejskiej i znacząco obniżyły one niekorzystne statystyki.

- Niestety, temat samobójstw jest cały czas tematem tabu. To nie jest dziwne, bo w krajach europejskich były kary za podejmowanie zachowań samobójczych jeszcze w latach 60. np. w Irlandii. Uwarunkowania kulturowe przyczyniają się więc do tego, że nie mówimy o tym głośno. Tymczasem należy o takie myśli - że nie warto żyć - pytać wprost – ponieważ każda osoba, nawet nieprofesjonalista, może udzielić pomocy poprzez towarzyszenie w kryzysie, czy wysłuchanie. Jeżeli nie ma tej pomocy, to te osoby, pozostawione sobie, mogą podjąć tragiczne w skutkach działania – powiedziała PAP prof. Gmitrowicz.

Reklama

Jak podkreśliła, większość – nawet 60-80 proc. - osób, które dręczą myśli samobójcze, informuje o tym otoczenie. - Mitem bez powodu pokutującym w społeczeństwie jest przekonanie, że jeśli ktoś o tym mówi, to tego nie zrobi. Jedni mówią wprost, inni zmieniając swój styl życia też informują - zmieniają upodobania, styl ubierania, unikają kontaktów z najbliższymi. Taka postawa izolacji, wycofania może być sygnałem zwiastunowym – dodała.

Prof. Gmitrowicz podkreśliła, że osoba, która już podjęła próbę samobójczą, również jest w grupie wysokiego ryzyka, zwłaszcza w okresie pierwszych dwóch lat od tego zdarzenia. Inne zachowania wysokiego ryzyka to stosowanie substancji psychoaktywnych (tzw. odurzających), samookaleczanie, czy doświadczenie traumy, a wśród młodzieży – wagarowanie. Jak podkreśliła prof. Gmitrowicz, która jest psychiatrą dzieci i młodzieży, w populacji nastolatków myślami i decyzjami samobójczymi rządzą inne mechanizmy.

Według badań, prowadzonych przez nią przed kilkoma laty w woj. łódzkim, aż 7 proc. młodzieży szkolnej podjęło próbę samobójczą w ciągu swego życia, a w roku poprzedzającym badanie – 3,5 proc., zaś myśli samobójcze miał co trzeci nastolatek.

Reklama

- Wśród nastolatków dominują zachowania samobójcze niedokonane, bo wiedza o śmiertelności metod jest na szczęście mniejsza. W tej grupie obserwujemy też tzw. efekt Wertera, czyli zarażanie się ideą samobójstwa. U młodych ludzi samobójstwo często jest odpowiedzią na kryzys tożsamości związany z dojrzewaniem, czy na brak dostatecznej opieki i troski. Młody człowiek zastanawia się, po co ma żyć, kiedy tyle złych rzeczy dzieje się wokół, kiedy nie osiąga szybko celów, jakie by chciał. Wiadomo, że nastolatek bywa impulsywny, często nie tłumi agresji, często ma trudność z odroczeniem satysfakcji – musi osiągać szybko cele, które sobie postawił – mówiła specjalistka.

Znaczący odsetek dziewcząt po próbach samobójczych na oddziałach psychiatrycznych to osoby, które były przedmiotem napaści seksualnych. Jak podkreśliła prof. Gmitrowicz, dziewczęta są skłonne do przypisywania sobie winy, dlatego ukrywają swoje traumatyczne przeżycia przed bliskimi. Brak doświadczenia życiowego powoduje, że wpadają w kłopoty – pod wpływem chwili udają się w ryzykowne miejsca, niewłaściwie dobierają strój do okoliczności. - Nie mają zdolności wyważenia tego, jak się ubrać, żeby być widoczną, żyć w pełni, ale w granicach bezpieczeństwa – mówiła prof. Gmitrowicz.

- Potem nie można uciec od snów, nie można uciec od wspomnień, to wyzwala depresję, lęk, wycofanie, zmiany funkcjonowania i prowadzi często do leczenia psychiatrycznego. My nie odwrócimy tego z dnia na dzień, nie wymażemy tego, co się wydarzyło, potrzebna jest praca na odzyskanie zaufania, przywrócenie wiary w innych, odzyskanie poczucia bezpieczeństwa. Potrzebujemy do tego specjalistycznych miejsc, ale nimi nie dysponujemy. W Polsce mamy oddziały psychiatryczne, na których przebywają w jednym miejscu zarówno ofiary gwałtu z objawami potraumatycznymi, jak i sprawcy różnych aktów przemocy – dodała.

Zaapelowała, by być uważnym i słuchać tego, co mówią osoby w naszym otoczeniu, upewniając się, że dobrze ich zrozumieliśmy, żeby nie przeoczyć kryzysu, rezygnacji, zwątpienia.

- Ludzie, którzy wychowują dzieci, powinni przekazywać jakiś system wartości. To co w rodzinie ma szczególne znaczenie, to efektywne sposoby radzenia sobie ze stresem, asertywność, empatia. Warto uwrażliwiać dzieci na sztukę, kulturę, a przede wszystkim być z nimi razem w taki sposób, żeby czuły się ważne i potrzebne – podsumowała.