Jeszcze do niedawna najczęstszym powodem nieuzasadnionych wyjazdów zespołów ratunkowych w Czechach było lenistwo pacjentów, którym nie chciało się iść do przychodni. Dziś do tego problemu dołączył nowy. Okazuje się bowiem, że poza Pragą, Brnem i Pilznem trudno jest znaleźć miejsce pomocy medycznej w nagłych przypadkach. Również ostre dyżury zamykają swoje drzwi o 21 a nawet już o 18 godzinie.

Reklama

Jak tłumaczy minister zdrowia Svatopluk Nemeczek, godziny otwarcia przychodni nie leżą w gestii w gestii resortu, a zapewnienie dostępu opieki medycznej należy do obowiązków władz lokalnych.

Bowiem właśnie na samorządach spoczywa odpowiedzialność za zorganizowanie i utrzymanie punktów pomocy medycznej. Tymczasem coraz częściej decydują się one na oszczędności. W efekcie w większości miejsc na terenie Czech pomocy w nagłych wypadkach udzielić może jedynie pogotowie ratunkowe. I właśnie dlatego najczęściej to właśnie ratownicy zamiast ratować życie, muszą wyjeżdżać do przypadków, którymi powinien zająć się lekarz ogólny lub internista.