Ebola w Polsce? Mają być ulotki

Ulotki z instrukcjami, kwarantanna dla osób z zagrożeniem zakażeniem wirusem, tworzenie stref niebezpiecznych na lotniskach - tak wyglądać mają polskie procedury na wypadek pojawienia się wirusa Ebola. We wtorek na ten temat dyskutowano w siedzibie wojewody mazowieckiego.

Reklama

Główny Inspektorat Sanitarny jak na razie przygotował dla powracających z terenów objętych i zagrożonych epidemią ulotki, które - o czym informują urzędnicy - wkrótce będą rozdawane na lotniskach. Jak tłumaczy rzecznik GIS Jan Bondar, gdyby na lotnisku stwierdzono zagrożenie, może tam zostać utworzona strefa niebezpieczna. Zabezpieczeni zostaną pracownicy, którzy mieli kontakt z podejrzaną osobą, a ona sama zostanie przewieziona do szpitala i poddana kwarantannie. Przeprowadzona zostanie także dekontaminacja (czyli gruntowne odkażenie) osób, pomieszczeń i przedmiotów, z którymi miała ona kontakt. Zabezpieczony zostanie również jej bagaż. Wszystko to jednak na razie plany. - Na razie żadne działania na lotnisku nie zostały wdrożone - przyznaje jedne z urzędników z lotniska im. Chopina w Warszawie.

Jednak Jan Bondar z GIS jest spokojny i zapewnia, że ryzyko wybuchu epidemii w Europie jest zerowe. Choć przyznaje, że jest możliwość, iż pojedyncze osoby z wirusem trafią do Polski.

Szpitale tego nie ćwiczą

Reklama

Jednak prof. Krzysztof Simon, wojewódzki konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych, podkreśla, że jeżeli taki wirus pojawiłby się w Polsce, to sytuacja byłaby naprawdę trudna. Jak tłumaczy są co prawda szpitale, które mają specjalne pomieszczenia - izolatki - czy sprzęt. Sęk w tym, że nie jest on na co dzień używany, nie ma więc pewności, czy zadziałałby odpowiednio. Poza tym takich miejsc jest niewiele.

- Wirus jest bardzo niebezpieczny dla każdego, kto się z nim styka. Przenosi się przez kontakt z wydzielinami - tłumaczy prof. Simon. By podkreślić, jak bardzo choroba jest groźna, przywołuje przykład chorego amerykańskiego lekarza, który gdy leciał z Afryki do USA, na pokładzie samolotu - poza załogą - był sam.

Reklama

Sytuację komplikuje fakt, że choroba może ujawnić się nawet dopiero trzy tygodnie od zarażenia. A osoba, która wyzdrowieje i nie ma już objawów Eboli, zaraża nawet przez kolejne siedem tygodni. - W takiej sytuacji powinno się absolutnie zakazać wyjazdów w tereny objęte epidemią gorączki krwotocznej. To jest bardzo groźna śmiertelna choroba - podkreśla prof. Simon. Potwierdzają to liczby - z danych WHO wynika, że śmiertelność w przypadku Eboli wynosi ponad 90 proc.

Wciąż jednak można latać do Afryki Zachodniej. Kilka dni temu do Polski wróciła wycieczka wrocławskich licealistów, którzy byli w Liberii. Dzieci z nauczycielem przebywały tam miesiąc. - Takie zachowania są skrajnie nieodpowiedzialne - komentuje prof. Simon.

Z danych WHO, które publikuje Główny Inspektorat Sanitarny, wynika, że w Gwinei odnotowano łącznie 485 zachorowań, w tym 358 śmiertelnych. W Liberii doliczono się łącznie 468 przypadków, w tym 255 śmiertelnych. W Sierra Leone zaś zachorowało 646 osób, czego 273 zmarło. GIS odradza podróże w te tereny, a tym, którzy mimo wszystko się tam wybierają, zaleca daleko posuniętą ostrożność.

CZYTAJ WIĘCEJ: Cudowny lek na wirusa Ebola? Dostały go dwie osoby >>>

ZOBACZ TAKŻE: Na początku wygląda jak grypa... OBJAWY gorączki krwotocznej Ebola >>>