Liczba endokrynologów w stosunku do mieszkańców jest w Polsce dwukrotnie wyższa niż w wielu krajach UE, a opieka endokrynologiczna jest na zadowalającym poziomie - uznali organizatorzy rozpoczętego w czwartek w Poznaniu XX Zjazdu Polskiego Towarzystwa Endokrynologicznego.

Reklama

W trwającym do soboty spotkaniu weźmie udział ponad tysiąc lekarzy specjalizujących się w endokrynologii. Zaplanowano ponad 100 wykładów.

Jak przypomniał w czwartek na konferencji prasowej w Poznaniu konsultant krajowy w dziedzinie endokrynologii, prof. Andrzej Lewiński, najczęściej występujące w Polsce zaburzenia czynności gruczołów dokrewnych to choroby tarczycy, choroby związane z zaburzeniami miesiączkowania, a także otyłość.

Według organizatorów zjazdu, Polska jest przykładem kraju, który osiągnął sukces w zakresie świadomości społecznej istnienia chorób związanych z tarczycą. - W sposób wzorowy przeprowadzona została normalizacja spożycia jodu w polskiej populacji. Kilkanaście lat temu Ministerstwo Zdrowia zdecydowało o obligatoryjnym jodowaniu soli kuchennej. Dzięki temu nie mamy niedoboru jodu, Polska została wymazana z map obecności wola u dorosłych i u dzieci. Gorzej niż w naszym kraju sytuacja wygląda np. w Niemczech i Szwajcarii - powiedział prof. Lewiński.

Reklama

Jak ocenił, opieka endokrynologiczna w klinikach w Polsce jest dobra, opieka ambulatoryjna jest na zadowalającym poziomie.

Przedstawiciele towarzystwa podkreślają, że problem z dostępem do specjalistów od wielu lat nie polega na zbyt małej liczbie endokrynologów, ale na tworzeniu takich warunków finansowania opieki specjalistycznej, by lekarzom opłacało się pracować w państwowej służbie zdrowia.

Przy tym systemie finansowania mamy kłopoty, by zapełnić specjalistami placówki. Średnia liczba endokrynologów przypadająca na mieszkańców kraju jest około dwukrotnie wyższa niż w UE. Problem polega na 'dystrybucji' tych lekarzy w poszczególnych województwach. O ile w dużych miastach jest ich stu-dwustu, w miastach powiatowych często jest jeden endokrynolog, czasem nie ma ich wcale - tłumaczył Lewiński.

Reklama

Według niego, długie kolejki do endokrynologów wynikają też z faktu, że lekarze rodzinni są często zmuszeni do przekazywania pacjentów od razu do specjalisty. W jego opinii, gdyby możliwości lekarzy rodzinnych, związane np. z oznaczaniem hormonów na koszt NFZ, były nieco większe, mogliby oni objąć opieką wielu przewlekle chorych.

Trwa ładowanie wpisu