Zorganizowano je z okazji obchodzonego po raz trzeci Światowego Dnia SM, który co roku przypada w ostatnią środę maja.

"Stwardnienie rozsiane jest jedną z najczęstszych chorób centralnego układu nerwowego (mózgu i rdzenia kręgowego - PAP) osób dorosłych i najczęstszą przyczyną ich inwalidztwa" - powiedział prof. Wojciech Kozubski, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Reklama

Na świecie, na SM cierpi 2,5 mln osób. Liczba chorych w Polsce nie jest dokładnie znana, bo brak dobrego rejestru pacjentów. Niektórzy szacują ją na 30-40 tys., inni uważają, że może sięgać nawet 60 tys.

Jak podkreślił prof. Kozubski, SM jest problemem ludzi młodych, wkraczających w życie zawodowe, rodzinne, społeczne. Najczęściej jest diagnozowane między 20. a 40. rokiem życia, niemal dwukrotnie częściej u kobiet.

O tym jak dramatyczny przebieg może mieć ta choroba świadczy historia 34-letniego Arkadiusza Pisarkiewicza z Łęczycy. Pan Arek był zawsze sprawny i wysportowany. Na początku lat 90. zdobył mistrzostwo Polski w karate, był na misji wojskowej w Jugosławii. Gdy wrócił, założył własną firmę, ożenił się i doczekał się syna.

Reklama

9 lat temu pan Arek, nagle zaczął tracić czucie w nogach, nie był w stanie przejść kilku metrów. Lekarze zdiagnozowali u niego SM.



Reklama

"Choroba ma przebieg bardzo agresywny. Jeszcze dwa lata temu przyjechał ze mną na takie spotkanie. Dziś ma sztywność całego ciała, mało mówi, dusi się przy przełykaniu, ma problemy z trzymaniem moczu i stolca" - mówiła mama pana Arka. Przyznała, że syn przez 3 lata miał refundowaną terapię immunomodulującą. Ale później, zgodnie z założeniami programu terapeutycznego, lek został mu odebrany. "Choroba nabrała wówczas takiego postępu, że zaczął się przewracać" - tłumaczyła.

Jak przypomniał prof. Kozubski, obecnie w leczeniu immunomodulującym SM wykorzystuje się głównie interferony (beta i alfa) oraz octan glatirameru.

Stosuje się je ponieważ rozwój choroby jest spowodowany nieprawidłową reakcją komórek odporności (a dokładnie limfocytów T) na własną tkankę nerwową. Agresywne limfocyty T atakują i niszczą osłonkę mielinową, stanowiącą rodzaj izolatora dla włókien nerwowych. W miejscach ataku rozwijają się ogniska zapalne i dochodzi do obumierania neuronów. W efekcie pojawiają się objawy, takie jak problemy z widzeniem, zaburzenia równowagi i czucia, drętwienie i sztywność mięśni, trudności z chodzeniem, a także pogorszenie zdolności poznawczych.

Według prof. Kozubskiego, leki immunomodulujące powinno otrzymywać w Polsce 15-17 tys. chorych na SM.

Natomiast, z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że pod koniec 2010 r. stosowano ją u ok. 4,2 tys. osób. Te statystyki plasują Polskę na przedostatnim miejscu w Europie pod względem dostępu do leków uznanych na świecie za standard w leczeniu SM.

Tymczasem, pojawiają się nowe skuteczniejsze, a zarazem droższe, leki na to schorzenie. Jak przypomniał prof. Kozubski, na początku kwietnia Komisja Europejska dopuściła do stosowania na terenie krajów Unii nowego bardzo skutecznego leku na SM, o nazwie fingolimod. Jest on nie tylko skuteczniejszy od interferonu, ale ma postać doustną, co stanowi znaczne ułatwienie dla pacjentów, gdyż obecnie stosowane leki można podawać w postaci zastrzyków albo we wlewach dożylnych (w szpitalu).



Fingolimod ma bardzo specyficzny mechanizm działania - zatrzymuje agresywne limfocyty T w węzłach chłonnych, przez co nie dopuszcza do niszczenia mieliny w mózgu.

Badania, które objęły łącznie ponad 3 tys. pacjentów wykazały, że o ponad 50 proc. skuteczniej redukuje on liczbę rzutów (tj. zaostrzeń) choroby w ciągu roku. Co ważne, jest skuteczny zarówno u chorych z nowo zdiagnozowanym SM, jak i u tych, u których interferon przestał działać.