W Polsce coraz więcej mówi się o problemie nadwagi dzieci. Warto pamiętać, że niedawno polscy pediatrzy i dietetycy dodali kilka nowych zasad dotyczących żywienia niemowląt, korzystniejszych z punktu widzenia zdrowia dziecka. Najważniejszą zmianą jest to, rodzic decyduje co i kiedy dziecko zje, natomiast dziecko decyduje czy i ile zje.

Reklama

Jeśli rodzice zastosują tę zasadę w praktyce, ich dzieciom nie będzie grozić nadwaga, bo one wiedzą ile potrzebują pokarmu. To oczywiście nie jest jedyny aspekt chroniący przed otyłością, bo trzeba wziąć pod uwagę późniejsze kontynuowanie zdrowych nawyków i zachęcanie do aktywności fizycznej. Jednak w wieku niemowlęcym jest on zdecydowanie najważniejszy. - Nieocenione w przestrzeganiu odpowiedniej ilości pokarmu są odpowiedniej wielkości butelki do karmienia. Noworodka karmimy z mniejszej butelki niż rocznego niemowlaka. Dziecko za jednym razem je wtedy tyle, ile potrzebuje ze względu na swój wiek - mówi Alicja Szmigiel, mama dwójki dzieci i ekspertka akcesoriów dziecięcych Baby Land, dystrybutora marki NUK w Polsce.

Zmianie uległ też czas wprowadzania produktów uzupełniających. Wcześniej obowiązywały dwa schematy - w zależności od tego, czy dziecko było karmione naturalnie czy sztucznie, aktualnie obowiązuje jeden - dla wszystkich dzieci. Dzisiaj, niezależnie od sposobu karmienia, czas wprowadzania pokarmów uzupełniających to przedział czasowy - między 17 a 26 tygodniem, czyli między 5 a 7 miesiącem życia. Pokarmy uzupełniające wprowadzamy wcześniej, bo opóźnienie może grozić pojawieniem się alergii pokarmowej.
Pediatrzy i dietetycy zachęcają też, aby do picia podawać dzieciom wodę zamiast słodkiej herbaty, czy soków, a pierwszym niemlecznym posiłkiem powinny być warzywa. Nowe zasady żywienia niemowląt są bardzo prozdrowotne, nastawione na kształtowanie prawidłowych nawyków żywieniowych i pozostawiają rodzicom więcej swobody w decydowaniu kiedy wprowadzać poszczególne pokarmy.

Jak radzą rodzice radzą sobie z nowymi zasadami żywienia, jakie popełniają błędy i co się faktycznie zmieniło po ich wprowadzeniu? Pytamy o to mgr Małgorzatę Bellwon, dietetyczkę dziecięcą.

Reklama

Która zmiana w nowych zaleceniach jest najważniejsza?

Małgorzata Bellwon: Bardzo się cieszę, że w nowych zasadach jest sugestia, aby rodzic decydował co dziecko zje, ale o tym czy zje i ile - decydowało dziecko. Przekarmianie jest dużym problemem. Rodzicom wydaje się, że dziecko powinno jeść niemal non stop, a nie ma nic bardziej mylnego. Optymalna dzienna ilość posiłków już w pierwszym roku życia to pięć.

To niewiele.

Reklama

Wystarczająco dla dziecka. Zbyt duża ilość jedzenia powoduje rozchwianie mechanizmu, który wykształca się w małym organizmie w sposób naturalny i pozwala mu odczuwać głód i sytość. Jeśli przez przekarmianie to odczuwanie jest zaburzone, dziecko je za dużo i zbyt często i to w efekcie powstaje nadwaga. Już u niemowląt zaburzenie odżywiania może być w ten sposób widoczne. Do mojego gabinetu przyszła ostatnio mama z 16-miesięcznym dzieckiem ze znaczną nadwagą. Na zbyt dużą ilość tkanki tłuszczowej zwrócił uwagę pediatra i skierował na konsultację do dietetyka. Okazało się, że dziecko cały czas coś je - między głównymi posiłkami ciągle jest dokarmiane licznymi przekąskami.

Jakie są inne błędy żywieniowe popełniane przez rodziców?

Odsuwanie w czasie wprowadzania produktów uzupełniających. Ze swojej praktyki znam przykład dziecka, u którego gluten wprowadzono dopiero po 10-tym miesiącu i w efekcie ma alergię na gluten. Rodzice są bombardowani informacjami z Internetu i telewizji, słyszą o alergiach i innych chorobach, mogą być na tyle zdezorientowani, że starają się eliminować z diety dziecka alergizujące produkty. A gdy dziecko nie ma kontaktu z alergenem, nie wykształca na niego tolerancji, więc rodzice zamiast pomoc, szkodzą dziecku.

Czy dziś jest więcej alergików niż kiedyś?

Tak, jest więcej. W obecnych czasach mamy większą świadomość i wiedzę np. na temat choroby trzewnej jaka jest celiakia i nietolerancja glutenu. Kiedyś znano objawy, ale nie było wiadomo z czym je połączyć. Dziś wiemy, że to może powodować opóźnienie w rozwoju fizycznym, czyli niższy wzrost i mniejszą masę ciała. Mamy tego świadomość, więc objawy są czytelniejsze. Z wiedzy medycznej, z różnych badań i opracowań wynika, że dziś ilość dzieci z objawami alergii i nietolerancji jest więcej, najprawdopodobniej jest to związane z zanieczyszczeniem środowiska i podawaniem wysoko przetworzonych produktów. W tej chwili dostępność pokarmów spożywczych jest dużo większa niż piętnaście lat temu, a większość z nich jest przetworzona. Z drugiej strony, my jako dorośli mamy mniej czasu na przygotowywanie posiłków, więc korzystamy z tej oferty.

Gotowa papka ze słoiczka i sprawa gotowania załatwiona…?

Z papkami jest jeszcze inny problem. Wielu rodziców zapomina o tym, że dziecku rosną zęby i wykształca się umiejętność gryzienia. Jeśli maluch zbyt długo dostaje papki lub puree, później ma problem z umiejętnością gryzienia i nauką mówienia, ponieważ narząd mowy nie miał szans na prawidłowy rozwój. Podobna sytuacja ma miejsce, gdy dziecku odmawia się jedzenia rączkami. Część rodziców tak robi, bo chce żeby ich dziecko od razu jadło łyżeczką. Chcą uniknąć bałaganu, który jest nieodłącznym elementem nauki jedzenia.
Karmią je więc sami w oczekiwaniu, że ono pewnego dnia weźmie łyżkę i zacznie nią jeść. A skutek jest dokładnie odwrotny, takie dziecko ma problem z nauką samodzielnego jedzenia. Chwytanie jedzenia rączką to konieczny etap tej nauki.

A co powinni wiedzieć rodzice wprowadzając nowe pokarmy do diety dziecka?

Obowiązuje zasada pojedynczego wprowadzania pokarmów uzupełniających. Rodzice często wprowadzają więcej niż jeden produkt na raz i w momencie kiedy wystąpią niepożądane objawy, to nie wiadomo, na co dziecko zareagowało alergicznie. Ważne jest też, aby te pokarmy wprowadzać w domu, a nie np. w żłobku, kiedy nie mamy kontaktu z dzieckiem. Kontrola rodzicielska jest tu kluczowa, bo gdy sami wprowadzamy pokarm, możemy zaobserwować reakcję. Kiedy coś takiego się dzieje, to wiemy jakie pożywienie wywołało objawy.

Inna rzecz, to wytrwałość w oswajaniu dziecka z nowym produktem. Często jest tak, że rodzice podają coś pierwszy raz, a kiedy dziecko tego nie chce, uznają, że tego nie lubi i nie proponują już tego więcej. A dziecko musi się przyzwyczaić do nowego widoku, zapachu i smaku. Kolejna rzecz, która może przynieść wiele korzyści zdrowotnych, to podawanie najpierw warzyw, a dopiero później owoców. Dziecko łatwo przyzwyczaja się do słodkiego smaku i jeśli najpierw dostanie owoc, niechętnie będzie próbowało warzyw, więc ta kolejność ma duże znaczenie. Za dużo słodkich smaków sprawi, że dziecko niechętnie sięga po to, co powinno stanowić większą część jego diety.

Często widzi się, że rodzice, ciocie i babcie podsuwają nawet malutkim dzieciom do spróbowania a to czekoladkę, a to krakersa, czy chipsa…

Zawsze powtarzam, ze najważniejszy okres jest do drugiego roku życia. To jest czas, w którym kształtują się nawyki żywieniowe. Jeśli do drugiego roku życia dziecko nie dostanie słodyczy, później nie będzie dopominać się o nie. Jeżeli zaburzymy ten etap i będziemy podawać np. czekoladę, bardzo możliwe, że wystąpi u niego uzależnienie od słodyczy. Poza tym ta czekolada, chipsy czy krakersy staną się bardziej rozpoznawalne i maluch chętniej będzie chciał po nie sięgać, będzie się o nie dopominać, gdy je znów zobaczy. Dziecku nie jest potrzebny cukierek, dziecku nie jest potrzebna czekoladka. Nie potrzebuje słodyczy. Z powodzeniem można je zastąpić ciasteczkami owsianymi czy deserami owocowymi, które też są stosunkowo słodkie i zdecydowanie zdrowsze. Pozwólmy rozpieszczać dzieci naszym bliskim, ale w innej formie. Nie idźmy na łatwiznę, pozwalając rodzinie na częstowanie tą przysłowiową czekoladką.

Czasem sami rodzice nie mają pojęcia co może zaszkodzić a co nie. Przecież wszyscy jedzą słodycze, to dlaczego nie dać ich dziecku do spróbowania?

Warto stawiać na edukację od samego początku i już na etapie szkół rodzenia informować rodziców pod kątem żywieniowym. Dla większości z nich okres pierwszych miesięcy, a nawet lat, pod względem odżywiania dziecka jest bardzo stresogenny. Jeśli wiedzieliby co mogą podać, jak i kiedy, zwiększyłaby się ich świadomość w tym temacie i dzięki temu uchroniłoby to część dzieci przed nieraz bardzo ciężkimi konsekwencjami błędów żywieniowych. Mówię tu o cukrzycy. Dziś ta choroba atakuje już małe dzieci, 12-latki mają zdiagnozowaną cukrzycę typu II, która kiedyś uznawana była za chorobę dorosłych.

Jak pani zdaniem wytyczne odnośnie żywienia niemowląt sprawdzają się w praktyce?

Idea jest taka, żeby te tabelki nie były źródłem stresu. W nowych wytycznych rodzica traktuje się jak partnera, który obserwuje własne dziecko i sam potrafi zdecydować, kiedy wprowadzić pokarmy uzupełniające. Sugeruje się jedynie przedział czasowy bezpieczny dla zdrowia dziecka. I to jest dobra myśl, bo sztywne trzymanie się ram nie ma uzasadnienia. Każdy organizm jest inny i pokarmy powinny być wprowadzane w zależności od dynamiki jego rozwoju. W praktyce jednak, oddanie decyzji rodzicom sprawia im wiele trudności. Gdy nie są pewni czy to już czas na dany produkt, szukają porad w Internecie, gdzie jest wiele sprzecznych i niesprawdzonych informacji, co jeszcze pogłębia ich dezorientację. Brakuje wiarygodnych źródeł, w których rodzic od ręki mógłby znaleźć aktualne informacje oraz specjalistów, od których mógłby uzyskać odpowiedzi na wszystkie, nurtujące go pytania.

Jakich informacji najczęściej szukają rodzice niemowląt?

O wprowadzaniu pokarmów, o tym jaki powinien być jego rodzaj i konsystencja w zestawieniu z umiejętnościami, jakie na danym etapie powinno mieć dziecko. To są kluczowe sprawy. Na przykład jeśli 16-tygodniowy tygodniowy maluch ma silny odruch ssania, ale otwiera usta przy zbliżeniu łyżeczki, jest to sygnał, że można mu podać produkt w postaci gładkiego pure, kaszkę, kleik bezglutenowy albo ugotowane zmiksowane warzywa. Ale jeśli nastąpi to tydzień później niż zasugerowano w tabelce, to też nic się nie stanie.