W 2017 r. w Demokratycznej Republice Konga, Indiach i Indonezji odnotowano więcej zachorowań na odrę niż na Ukrainie. Władze dopiero po krachu systemu szczepień zaczęły poważnie walczyć z problemem. W tym roku podjęto decyzję, by nie przyjmować niezaszczepionych dzieci do szkół. – Nie dopuśćcie do sytuacji, w której państwo przegra z ruchami antyszczepionkowymi – radzi w rozmowie z DGP pediatra Jewhen Komarowski, znany ukraiński promotor zdrowia.
Kramatorsk, maj 2008 r. Za sześć lat na trzy miesiące opanują go Rosjanie, ale na razie żyje względnie spokojnym życiem sporego ośrodka przemysłowego na Donbasie. 17-letni Anton Tyszczenko przyjął szczepionkę przeciw odrze, śwince i różyczce (MMR). Jego samo poczucie szybko się pogorszyło. Chłopiec po kilku godzinach zmarł w szpitalu. – Zabili mi syna. Czy żeby zatrzymać te bandyckie szczepienia, trzeba było jego śmierci? – pyta w rozmowie z portalem Kramatorsk.info jego zrozpaczona matka Maryna.
Po roku prokuratura uznała, że Anton zmarł w wyniku reakcji alergicznej. W mediach podniosła się fala nieufności wobec szczepionek. Przez kolejne lata rozdmuchiwany był każdy przypadek rzeczywistych i domniemanych powikłań. Pojedyncze dramaty urastały do rangi symbolu, choć ryzyko powikłań przy MMR to jeden do miliona. – Paradoksalnie przyczyną problemów jest skuteczność szczepień. Nasi dziadkowie mawiali, żeby nie liczyć, ile ma się dzieci, dopóki wszystkie nie przejdą odry. Zachorowalność sięgała 100 proc. i dopiero dzięki szczepieniom choroba praktycznie zniknęła. Dlatego ludzie przestali się bać teoretycznej odry, a zaczęli realnych szczepionek – mówi Komarowski.
Reklama
Przedstawiciele UNICEF przekonują, że stoi za tym wiara w mity o szkodliwości szczepionek, którą od zwykłych obywateli zaraziła się część lekarzy i nauczycieli. Doktor Komarowski dopatruje się winy w bezrefleksyjnym podchodzeniu do informacji z mediów społecznościowych i braku reakcji państwa na oczywiste nieprawdy. – Zawodowcom się nie chce, a amatorzy w pogoni za like’ami powiedzą wszystko. Dlatego państwo musi finansować poważne kampanie społeczne, które nie powiedzą po prostu „szczepcie się”, ale pokażą negatywne skutki tej propagandy i kłamliwość jej argumentów – nie ma wątpliwości nasz rozmówca.
Reklama

Ostracyzm szczepiących

Nad Dnieprem zdarzało się, że nawet najważniejsze programy informacyjne chętnie oddawały głos anty szczepionkowym aktywistom. Charakterystyczny przykład z 2013 r. Program „Tełewizijna służba nowyn” na kanale 1+1, najchętniej oglądany serwis w kraju. Tytuł materiału: „Na Ukrainie dzieci umierają i stają się kalekami po szczepieniach, a lekarze przekonują, że to nie szczepionki są winne”. Wśród rozmówców homeopata i zwykli Ukraińcy. Przekaz lekarzy gdzieś na marginesie. – Państwo przegrało walkę z ruchami antyszczepionkowymi, bo nawet jej nie podjęło – dowodzi Komarowski.
Kampania doprowadza do sytuacji, w której ostracyzm zaczyna dotykać tych, którzy… szczepią. Cytowana w reportażu Radia Swoboda Tetiana, przyznając się, że w odróżnieniu od znajomych szczepi swoje dzieci, nie chce ujawniać nazwiska. Z kolei młoda matka pytana przez dziennikarzy BBC podaje argumenty należące do stałego repertuaru antyszczepionkowców. – Dzieci mogą od nich umrzeć – mówiła 30-latka. I dodała jedną niepokojącą rzecz: szczepienia odradziła jej lekarka.
One zawsze były powiązane z państwem. Jeśli naród nie ufa instytucjom, nie będzie ufać także szczepieniom. Ukraińcy są patriotami swojego kraju, ale nienawidzą własnego państwa – przekonuje dr Komarowski. – W efekcie szczepienia jako atrybut państwa wywołują podejrzenia i opór. Pojawiają się pytania, jaka jest gwarancja, że władze kupiły dobrej jakości preparaty, albo czy służba zdrowia pomoże, gdyby pojawiły się powikłania – dodaje nasz rozmówca. Tetiana z tej nieufności zaszczepiła dzieci za pieniądze w prywatnej klinice.
Efekt? O ile w 2008 r. przyjęciem drugiej dawki MMR mogło się pochwalić 95 proc. małych Ukraińców, w 2013 r. ten poziom spadł do 68 proc., a krytyczną sytuację odnotowano w 2016 r., gdy zrealizowano zaledwie 31 proc. planowanych szczepień sześciolatków. Ale i z innymi preparatami nie było lepiej. W 2016 r. zaledwie 19 proc. dzieci dostało rekomendowaną dawkę środka przeciw błonicy, tężcowi i krztuścowi, a 56 proc. przeciw polio. Wszystkie te szczepienia są na Ukrainie obowiązkowe i figurują w kalendarzu szczepień.
W przypadku odry próg bezpieczeństwa, czyli sytua cja, gdy liczba nowych przypadków choroby zaczyna się zmniejszać, to 95 proc. zaszczepionych. Dla błonicy i krztuśca wynosi 92–94 proc., dla różyczki 83–86 proc., a dla świnki 75–86 proc. Jeden z lekarzy podaje przykład: kiedy w samolocie ktoś ma grypę, zarażą się osoby siedzące dwa rzędy za nim i dwa rzędy przed nim. Przy odrze – cały samolot, o ile podróżują nim osoby niezaszczepione. Nie jest to więc indywidualna sprawa antyszczepionkowców, bo mogą oni zakazić tych, którzy nie byli szczepieni z przyczyn zdrowotnych.

Czarny rynek zaświadczeń

Dopiero niedawno Kijów uznał, że sytuacja zagraża bezpieczeństwu obywateli. W lipcu 2016 r. zwołano specjalne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, która zazwyczaj zajmuje się przeciwdziałaniem rosyjskiej agresji. Oficjalnie urzędnicy wykazują optymizm. Według resortu zdrowia w efekcie podjętych działań w 2017 r. udało się podnieść poziom zaszczepialności sześciolatków przeciwko odrze do 91 proc. Ale dr Komarowski podaje te dane w wątpliwość. – Realny poziom jest o wiele niższy – mówi.
UNICEF twierdzi, że prawdziwego odsetka zaszczepionych dzieci nie udało się podnieść nawet do 50 proc.
Dowodzi tego ciągły wzrost liczby zachorowań, który świadczy o tym, że nie osiągnięto progu bezpieczeństwa. Ukraina wciąż stoi przed groźbą epidemii odry. Jak wynika z danych Ministerstwa Ochrony Zdrowia Ukrainy, niska odporność spowodowana brakiem szczepień sprawiła, że od 1 stycznia do 16 października 2018 r. odrę zdiagnozowano u 33,2 tys. Ukraińców. Zmarło 14 osób, w tym 10 dzieci. Główne ogniska choroby to bliskie Polsce obwody iwanofrankiwski, lwowski i zakarpacki. Jeszcze w 2010 r. było zaledwie 39 zachorowań. Statystycznie tyle, ile w tym roku w ciągu ośmiu godzin.
Statystyki fałszuje jeszcze czarny rynek, na którym można kupić zaświadczenie o wykonaniu szczepienia. W efekcie, choć w tym roku władze przestały przyjmować nieszczepione dzieci do szkół, zakaz nie daje 100-proc. gwarancji. – Niektórzy zarabiający grosze lekarze szukają alternatywnych metod zarobku, sprzedając fałszywe świadectwa o przebyciu szczepień. Ludzie kupują je albo wymyślają przeciwwskazania medyczne, by odroczyć zastrzyki. Niestety wielu nauczycieli nasłuchało się propagandy i sprzyja obchodzeniu przepisów – tłumaczy dr Komarowski.
Państwo ukraińskie rozpoczęło niedawno kampanię społeczną na rzecz szczepień. W zakarpackim Użhorodzie widzieliśmy billboardy ze zdjęciem dziecięcej rączki z charakterystyczną wysypką i hasłem „Powstrzymaj odrę i błonicę. Zaszczep się!”. Indyjskie szczepionki zastąpiono belgijskimi, a ich zakup finansuje UNICEF. Od lipca bezpłatne zastrzyki oferowane są także dorosłym, na razie lekarzom, nauczycielom, policjantom, studentom i żołnierzom walczącym na Donbasie. Ale przywrócenie zaufania do szczepień potrwa.
W Polsce w tym roku odnotowano 128 przypadków odry (w 2010 r. było ich 14). Problem może się pogłębiać, bo liczba osób nieszczepiących dzieci wzrosła do ponad 30 tys., choć kilka lat temu nie przekraczała kilku tysięcy. Sejm niedawno dopuścił do dalszych prac projekt zniesienia obowiązku szczepień.
Uczcie się na cudzych błędach – radzi dr Komarowski. – Wszystko zaczyna się od kilku przypadków. Potem zachorują tysiące ludzi, a dziesiątki poumierają, jeśli państwo całym autorytetem nie zacznie walczyć z antyszczepionkową propagandą, wyjaśniać, czym są szczepionki, i sprawdzać, czy ci, którzy nie zostali zaszczepieni z przyczyn zdrowotnych, rzeczywiście nie powinni być szczepieni. Jeśli zareagujecie na czas, będziecie mieli dobry punkt startowy, by wygrać – podsumowuje nasz rozmówca.