Spotkanie zorganizowano w ramach akcji „Tydzień dla serca w Sejmie” umożliwiającej wykonanie badań pozwalających ocenić ryzyko wystąpienia miażdżycy, zawału serca, udaru mózgu oraz hipercholesterolemii.

Reklama

Konsultant krajowy w dziedzinie kardiologii prof. Jarosław Kaźmierczak przedstawił dane, z których wynika, że główną przyczyną zgonów Polsce są nadal choroby układu krążenia, w tym szczególnie choroba niedokrwienna serca oraz niewydolność serca.

Jak mówił, w ostatnich 20 latach zmniejszyła się u nas śmiertelność z powodu zawałów serca, jednak nadal jest ona o 50 proc. większa niż w krajach Europy Zachodniej. Jego zdaniem, zachorowalność oraz liczbę zgonów z powodu chorób sercowo-naczyniowych można w naszym kraju zmniejszyć o dalsze 30-50 proc. - Największa rezerwa tkwi w nowoczesnej prewencji pierwotnej, dzięki której można uniknąć niektórych schorzeń kardiologicznych lub opóźnić ich pojawienie się – dodał prof. Kaźmierczak.

Sekretarz Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego prof. Piotr Jankowski podkreślił, że w zapobieganiu chorobom serca najważniejsze są profilaktyka i leczenie nadciśnienia tętniczego oraz hipercholesterolemii (zbyt dużego poziomu cholesterolu), a także zaprzestanie palenia tytoniu.

Reklama

- Dzięki wprowadzonej w 2010 r. ustawie antynikotynowej niewątpliwie zmniejszyła się liczba zawałów w Polsce, jednak poważnym problemem w naszym kraju są wciąż nadciśnienie tętnicze oraz hipercholesterolemia – powiedział specjalista.

Z badania NATPOL z 2011 r. wynika, że na nadciśnienie tętnicze krwi choruje 10,5 mln Polaków, jednak tylko połowa z nich zdaje sobie z tego sprawę. - Jeszcze gorzej jest w przypadku hipercholesterolemii, tylko u około 10 proc. osób w naszym kraju jest ona skutecznie leczona – podkreślił prof. Jankowski.

Te same badania wykazały, że zbyt wysoki poziom cholesterolu całkowitego (co najmniej 190 mg/dl) ma 61 proc. naszego społeczeństwa, czyli 18 mln osób w wieku 18-79 lat. Większość z nich nie wie o tym (ponad 60 proc.), bo nie bada regularnie poziomu cholesterolu. 15 proc. osób leczy się z tego powodu, ale nieskutecznie; często dlatego, że nie zażywa przepisanych leków.

Reklama

Prof. Jankowski uważa, że sytuację tę może zmienić wprowadzenie testu na poziomu cholesterolu we krwi do badań okresowych w ramach medycyny pracy. Chodzi o tzw. lipidogram, czyli badanie nie tylko całkowitego cholesterolu, ale również z podziałem na frakcje, czyli tzw. dobrego cholesterolu (HDL) i złego cholesterolu (LDL) oraz trójglicerydyów.

„To proste i tanie badanie, które powinno się wykonywać szczególnie u ludzi młodych, żeby w porę wykryć hipercholesterolemię. Dzięki temu moglibyśmy skutecznie leczyć więcej osób w naszym kraju” – podkreślił specjalista.

Zgodziła się z tym przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Podstawowej Opieki Zdrowotnej i Profilaktyki pos. Lidia Gądek (PO). „Lipidogram powinien być jak najszybciej wprowadzony do medycyny pracy” – podkreśliła.

Eksperci podkreślili, że najpoważniejszym problemem jest hipercholesterolemia rodzinna, która jest najczęściej występującą chorobą dziedziczną. Schorzenie to powoduje nawet kilkukrotne zwiększenie poziomu cholesterolu i przyśpieszenie procesu miażdżycowego, objawiające się we wczesnym okresie dorosłości, a w najcięższych przypadku już w dzieciństwie.

Dr hab. Marlena Broncel z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi ocenia, że hipercholesterolemia rodzinna występuje w Polsce u około 200 tys. osób, ale zaledwie 1,5 proc. z nich wie o tej chorobie i może się leczyć.

„Wczesne rozpoczęcie skutecznego leczenia jest dla tych osób jedyną szansą na przedłużenie życia. Co drugi mężczyzna i 15 proc. kobiet z tą chorobą umiera przed 60. rokiem życia” – podkreśliła dr hab. Broncel. Specjalistka dodała, że w Polsce jest tylko jeden ośrodek specjalizujący się w leczeniu tego schorzenia – Centrum Leczenia Hipercholesterolemii Rodzinnej w Gdańsku.