Do konsultacji trafiły dwa projekty zmian w ustawie o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Jeden dotyczy przekazania przez resort administracji części ratowniczych kompetencji Ministerstwu Zdrowia. Drugi zakłada rewolucyjne zmiany zarówno dla pracowników, jak i instytucji ratowniczych.
– Projekt przewiduje m.in. upaństwowienie systemu ratownictwa medycznego poprzez powierzenie wykonywania zadań w tym zakresie wyłącznie podmiotom publicznym – zwraca uwagę Marta Jaśkiewicz z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.

Koniec oszczędzania

Firmy, które od lat inwestują w karetki i mają umowy na ratownictwo, są zaskoczone. Jak bowiem wynika z uzasadnienia do projektu ustawy, umowy na ratownictwo będą zawierane tylko z publicznymi zakładami opieki zdrowotnej, jednostkami budżetowymi lub spółkami, gdzie większościowym udziałowcem jest samorząd, Skarb Państwa bądź publiczna uczelnia medyczna. Koniec z konkursami ofert. Powód? Resort zdrowia uważa, że konkurencja nie służyła bezpieczeństwu pacjentów.
Reklama
– To skandal. Kilka lat temu zachęcano nas do tego typu działalności. A jak zainwestowaliśmy w karetki, ludzi i sprzęt, rząd chce się nas pozbyć – mówi nam przedstawiciel jednej z firm, który prosi o anonimowość.
Reklama
Projekt podoba się za to m.in. Krajowemu Związkowi Zawodowemu Pracowników Ratownictwa Medycznego, który stwierdza wręcz, że nowelizacja uwzględnia 75 proc. jego postulatów. Jednym z nich było wydzielenie pieniędzy na ratownictwo, gdyż obecnie nie zawsze są wydatkowane na poziomie placówek medycznych zgodnie z celem. – Teraz środki często trafiają do jednego worka szpitalnego i bywają przesuwane tam, gdzie ich brak, czyli np. do oddziałów intensywnej opieki medycznej, noworodków, chirurgii – wyjaśnia Roman Badach-Rogowski, przewodniczący KZZPRM.
Jego zdaniem wyciek pieniędzy oraz to, że część rynku mają firmy działające tylko dla zysku, spowodowały m.in. duże zróżnicowanie w zarobkach ratowników (wahają się one obecnie od 1700 zł netto do 4 tys. zł). Dzieje się tak, choć wszystkie procedury bez względu na rodzaj wykonawcy są tak samo finansowane.
Zdaniem KZZPRM nie bez winy jest NFZ, który nie śledzi wydatkowania pieniędzy. – Stąd biorą się patologie, takie jak oszczędzanie na materiałach medycznych i lekach czy zatrudnianie na umowach śmieciowych – mówi Badach-Rogowski.

Tylko z etatem

Po zmianach osoby zatrudnione w systemie ratownictwa będą musiały mieć obowiązkowo etat. – Od lat o to zabiegaliśmy. Teraz ratownicy z powodu niskich pensji często pracują w kilku miejscach aż po 500 godzin miesięcznie. W takich warunkach stają się przemęczeni, wypaleni, zestresowani – mówi związkowiec.
Dla samych ratowników i pielęgniarek ważne jest też zwiększenie ich zespołów – do co najmniej trzech osób. Teraz zdecydowana większość jeździ w składzie dwuosobowym, bo tak jest taniej. Ale powoduje to różne problemy, np. jak podnieść nosze z 120-kilogramowym pacjentem. Policji często nie ma w pobliżu, strażacy nie zawsze są chętni do pomocy, a przy zaangażowaniu nieszkolonych, postronnych osób kierownik zespołu ratowniczego bierze na siebie odpowiedzialność za ewentualne wypadki.
– Tymczasem zabezpieczenie chociażby odcinka szyjnego kręgosłupa, czyli podtrzymanie głowy, i równoczesne przełożenie poszkodowanego w bezpieczne miejsce to praca dla więcej niż dwóch osób. A np. w resuscytacji efektywność jest o wiele wyższa przy trzech osobach, bo często trzeba włączyć masaż serca, podłączyć defibrylator, wkłuć się lekiem oraz podtrzymać oddychanie – tłumaczy Badach-Rogowski.
W zespołach nie będzie jednak lekarzy (już teraz jeżdżą w mniej niż połowie karetek). Medycy, którzy do tej pory dość chętnie dorabiali sobie dyżurowaniem w ratownictwie, mają trafić tam, gdzie ich brakuje, czyli m.in. na szpitalne oddziały ratunkowe. Stopniowo z ambulansów znikną też kierowcy niemający uprawnień ratownika.
Pojawią się za to zespoły ratunkowe na motocyklach. Obecnie działały one okresowo np. w Krakowie czy Bydgoszczy, ale NFZ nie płacił za nie. Teraz to się zmieni, co powinno korzystnie wpłynąć na czas dotarcia ratowników w miastach czy do wypadków na autostradach.
Ponadto projekt zakłada zobowiązanie wszystkich świadków wypadku czy innego incydentu zdrowotnego do udzielenia poszkodowanemu pierwszej pomocy. Teraz musieli oni tylko zawiadomić pogotowie. Zdarzało się więc tak, że osoba oddalała się z miejsca zdarzenia przed przyjazdem karetki.
Zmiany mają wchodzić stopniowo. Nowy system zacząłby w pełni obowiązywać od 2020 r.