Ciąża od lat należała do grupy najczęstszych przyczyn zwolnień. W 2008 r. ostatecznie awansowała na pierwsze miejsce. Rekordy bije również przeciętna długość takich zwolnień.
Zgodnie z prawem na zwolnieniu ciążowym można być nawet 270 dni, czyli de facto całe 9 miesięcy. Z danych ZUS z 2012 r. wynika, że średnio kobiety brały ponad 22 dni. W przypadku żadnej innej choroby średnia ta nie była tak wysoka. Na drugim miejscu (co do długości zwolnień) znalazły się nowotwory, w których przypadku przeciętna długość zaświadczenia lekarskiego wynosiła 21,3 dnia, na trzecim miejscu – chorzy psychicznie, którzy średnio przebywali na zwolnieniu ok. 17 dni.
Długość zwolnień również rośnie: od 2006 r. czas wydłużył się o 10 proc. (w 2006 r. wynosił ok. 20 dni). Wpływ na to może mieć również to, że zwolnienia są wydawane lekką ręką. – Zawsze w czasie kontroli lekarz pytał, czy chcę odpocząć – opowiada jedna z matek. Położna Ewa Janiuk dodaje, że jeśli L4 nie wyda lekarz przyjmujący publicznie, bez kłopotu można je uzyskać podczas wizyty prywatnej. Jak wynika z raportu Instytutu Matki i Dziecka, to właśnie z prywatnych usług najczęściej korzystają przyszłe matki – robi tak ponad 40 proc. z nich.
Eksperci dodają również, że jest na takie zachowania przyzwolenie społeczne. – Każdy, kto widział mój brzuch, pytał: dlaczego pracujesz? Przecież mogłabyś zostać w domu – opowiada lekarka z warszawskiego szpitala, która rodziła rok temu. Na zwolnienie przeszła w ósmym miesiącu.
Reklama

Kłopoty z pracodawcą

Reklama
Z rozmów z matkami wynika, że większość z nich na zwolnienie nie przechodziła z powodów medycznych. Zazwyczaj były to albo kłopoty z pracodawcą, albo chęć odpoczynku. Choć lekarze zaznaczają, że nie można bagatelizować rosnącej liczby ciąż zagrożonych i różnych powikłań w tym okresie.
Jest jeszcze jeden istotny powód wzrostu liczby ciężarnych na L4. Ginekolog Grzegorz Południewski przekonuje, że w zaskakującym tempie rośnie liczba kobiet, które przychodzą do gabinetu i mówią wprost: szef kazał załatwić sobie chorobowe na całą ciążę. – Tych jest najwięcej – mówią lekarze. Trend potwierdza Janiuk, która od 14 lat prowadzi pierwszą placówkę medyczną położnych podstawowej opieki zdrowotnej w Opolu.
Agata, księgowa, na początku ciąży umówiła się z szefem, że będzie miała w pracy trochę lżej – z powodu porannych nudności będzie mogła przychodzić nieco później, a z powodu zmęczenia wychodzić wcześniej. Po kilku tygodniach szef zaczął jednak zmieniać zdanie. W końcu powiedział: idź na zwolnienie, znajdę za ciebie zastępstwo. Dziś Agata odpoczywa i dorabia na lewo.
Marcie przełożony zasugerował taki wariant od razu, kiedy poinformowała go o ciąży. Kilka dni po jej odejściu przyszedł nowy pracownik. Pracodawca skorzystał finansowo, bo po miesiącu za Martę płacił ZUS (średnią z zarobków), a pracującemu na zastępstwo zaoferowano niską pensję. – Chorobowe zdobyłam, ale najbardziej się bałam kontroli ZUS, który odkryje, że jest ono naciągane – wspomina.

Trudny pracownik

Kobieta w ciąży jest dla przedsiębiorcy trudnym pracownikiem. Zgodnie z prawem nie powinna pracować dłużej niż 4 godziny przy komputerze, nie powinno się jej wysyłać w delegacje, ma czas, by chodzić na badania lekarskie.
Jak przekonuje Monika Zakrzewska, była specjalistka do spraw rynku pracy w Lewiatanie, pracodawca chciałby, żeby kobieta była do końca w pracy, ale ciężarne często biorą krótkie zwolnienia, a to dezorganizuje pracę.
Rośnie również grupa kobiet, które w ogóle nie biorą zwolnień tylko po to, by wszystkim udowodnić, że ciąża nic nie zmieniła w ich życiu. Zdaniem położnej z Opola powinno się znaleźć rozsądny złoty środek, unikać myślenia o ciąży jak o chorobie, ale też pozwolić, by kobiety w tym czasie mogły zwolnić tempo.