Takie konta działają już od dwóch lat w Wielkopolsce – wymyśliła go jedna z informatyczek. Chciała połączyć dane, które i tak zbiera NFZ, z nazwiskiem pacjenta. I udostępnić je choremu. Jak na razie zdecydowało się z nich skorzystać 16 tys. osób.
Bo system ma pewną niedogodność: pacjent musi się zgłosić osobiście do siedziby NFZ, by odebrać login i hasło. – Urzędnicy muszą potwierdzić, że udostępniają konto prawowitemu właścicielowi – tłumaczy Andrzej Strug, dyrektor departamentu informatyki w NFZ. – Główną zaletą jest to, że pacjent może sobie wydrukować swoją historię, co ułatwi mu kontakt z lekarzem. Będzie mógł powiedzieć, kiedy i dlaczego ostatnio był u lekarza, a także jakie leki zostały mu przepisane – tłumaczy Agnieszka Jankowska z oddziału NFZ w Poznaniu.
Pacjent może także sprawdzić, jakiego lekarza wybrał (wbrew pozorom nie każdy to pamięta), dowiedzieć się o swoim statusie ubezpieczenia oraz skierowaniach na leczenie sanatoryjne. Do konta ma być też dołączona informacja, gdzie się znajdują najbliżsi specjaliści, i być może pacjent będzie mógł sprawdzić, jakie są tam kolejki. A dociekliwy pacjent będzie mógł zabawić się w prywatnego detektywa i prześledzić, czy aby na pewno recepty, które były realizowane na jego nazwisko, wykupywał on sam. Albo czy na pewno to on był u lekarza, czy może ktoś wykorzystuje jego nazwisko, by wyłudzić pieniądze z NFZ.
Co ciekawe, w tym samym czasie nad projektem indywidualnego konta pacjenta pracuje Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia – od ZIP ma się różnić tym, że będzie tam także informacja o dokumentacji medycznej pacjenta. Działania obu instytucji dublują się. To był jeden z zarzutów, który wytknął NIK przy kontroli CSIOZ.
Reklama