Stwardnienie rozsiane dopada najczęściej młodych, w wieku od 20 do 40 lat. Problem w tym, że im starszy pacjent, tym mniejsze ma szanse na załapanie się do programu terapeutycznego – pisze tygodnik „Przekrój”.

Reklama

Odczuł to na własnej skórze Jacek Gaworski z Poznania. Zachorował na SM w wieku 37 lat. Najpierw musiał poczekać, aż odnowią się limity na leczenie, potem się dowiedział, że jest zbyt chory i zbyt stary, by dostać się do programu. Teraz leczy się za własne pieniądze. Sprzedał już prawie wszystko, by kupić leki z USA. Jedno opakowanie to 28 tabletek. Nie starcza nawet na miesiąc. Koszt: 8 tysięcy złotych.

W oczach niknie Arkadiusz Pisarkiewicz z Łęczycy. Ma 37 lat i coraz mniejsze szanse na powrót do dawnego życia. Dopóki brał interferon, kupowany najpierw za swoje pieniądze, a potem otrzymywany w ramach programu terapeutycznego, funkcjonował normalnie. Ale program się skończył. Arkadiusz Pisarkiewicz już nawet nie ma siły, by wstać z łóżka – czytamy w „Przekroju”.

Zapytane przez tygodnik o liczbę chorych na SM w Polsce Ministerstwo Zdrowia milczy. Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego szacuje, że to jakieś 60 tysięcy osób. Ale nie wszystkim należy się leczenie.

Reklama

Aby załapać się do refundowanego programu terapii interferonem beta, trzeba uzbierać punkty za wiek. Im pacjent starszy, tym dostaje mniej punktów. Jego szanse maleją też w miarę postępów choroby. Te same zasady obowiązują przy leczeniu octanem glatirameru – zauważa tygodnik. Jeśli cierpisz na SM krócej niż trzy lata – dostajesz sześć punktów. Jeśli ponad 10 lat, to skucha, masz tylko jeden punkt. Jeśli choroba zdążyła cię wyniszczyć, zapomnij o leczeniu. Masz zero punktów – czytamy w „Przekroju”.

Co czeka pacjentów bez leczenia? Szybkie wykluczenie ze społeczeństwa – najpierw renta, potem wózek inwalidzki, na koniec łóżko, do którego pozostaną przykuci do końca życia.