Dr Paweł Grzesiowski z Instytutu Profilaktyki Zakażeń powiedział na konferencji prasowej, że zachorowalność na ospę wzrasta od kilku lat, gdyż jesteśmy w okresie tzw. epidemii wyrównawczej. "Dochodzi do niej zawsze wtedy, gdy znaczna część populacji nie jest odporna na to zakażenie, co zdarza się co 5-7 lat. A Polska jest właśnie w takim okresie" - podkreślił.

Reklama

Według danych Państwowej Inspekcji Sanitarnej (PIS), ostatni szczyt zachorowań na ospę wietrzną odnotowano w 2007 r., gdy zarejestrowano ponad 160 tys. przypadków tego zakażenia. W 2008 r. chorowało 129,5 tys. osób, a rok później - już ponad 140 tys. Dr Grzesiowski nie ma wątpliwości, że liczba przypadków ospy będzie się nadal zwiększać, zarówno w tym roku, jak i w następnym.

"Z ospą wietrzną mam codziennie do czynienia" - powiedziała dr Ewa Duszczyk z Kliniki Chorób Zakaźnych Wieku Dziecięcego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jej zdaniem, liczba faktycznych zachorowań jest większa niż wynika z to oficjalnych statystyk. W rozmowie z dziennikarzem PAP powiedziała, że już w 2010 r. mogło być nie 180 tys., lecz nawet 250 tys. zakażeń. A to dlatego, że ospa nie zawsze jest zgłaszana.

Jej zdaniem, jeszcze mniej wiadomo o tym ile osób choruje na półpasiec, chorobę zakaźną, którą wywołuje ten sam wirus co ospę wietrzną (Varicella zoster virus). Nie ma bowiem obowiązku zgłaszania tego zakażenia. Tymczasem zachorowania na półpasiec występują 20 razy częściej u dzieci, które ospę wietrzną przebyły w pierwszych dwóch latach życia.

Reklama



"Nie chcemy straszyć ospą wietrzną, choć jest to wysoce zaraźliwa, przenoszona drogą kropelkową choroba. A wywołującym ją wirusem może się zarazić ponad 90 proc. osób, które nie są na niego odporne" - powiedział Grzesiowski. Dodał, że na ponad 180 tys. osób, które się zaraziły w 2010 r., ponad 1 tys. chorych trafiło do szpitala z powodu powikłań.

"Polska stała się poligonem ospy wietrznej, która atakuje każdego wrażliwego człowieka i szerzy się u nas bez jakiejkolwiek kontroli" - podkreślił Grzesiowski. Dodał, że głównym tego powodem jest brak upowszechnienia szczepień przeciwko tej chorobie, które są jedynie zalecane, a nie obowiązkowe (refundowane są jedynie u niektórych dzieci chorych do 12. roku życia, m.in. z upośledzoną odpornością).

Reklama

Według dr Duszczyk niechęć do szczepień w Polsce wynika m.in. z tego, że ospa wietrzna jest powszechnie lekceważona. Nawet wśród wielu lekarzy uznawana jest za chorobę mało groźną, niepowodującą poważniejszych powikłań, wymagających leczenia szpitalnego.

"Musimy wreszcie skończyć z mitem, że ospa wietrzna to choroba, którą powinno przejść każde dziecko - podkreślał dr Grzesiowski. - Chory nie ma z niej żadnych korzyści. W najlepszym przypadku pozostanie mu jedynie kilka blizn, ale może też trafić do szpitala z ciężkimi powikłaniami i przy okazji zarazić inne osoby ze swego otoczenia, np. kobiety w ciąży".

Dr Duszczyk ostrzegła, że nawet u osób, które przed zakażeniem były zdrowe, mogą wystąpić powikłania. Najpoważniejsze z nich to wtórne bakteryjne zakażenia skóry (wywołane gronkowcami i paciorkowcami), zapalenie płuc, a także zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, mózgu oraz móżdżku.

Z danych PIS wynika, że w Polsce co roku na ospę wietrzną choruje od 120 do 200 tys. osób. U 800-1100 chorych konieczna jest hospitalizacja. Według Krajowego Zespołu Ekspertów, przed zakażeniem w 80-89 proc. chroni szczepionka, którą należy podać między 13. a 23. miesiącem życia dziecka. Druga dawka, podana w wieku 4-6 lat, jeszcze bardziej zwiększa skuteczność tego preparatu.