PAP: Przed kilkoma dniami w Bostonie przeprowadzono pierwszy w USA i trzeci na świecie przeszczep całej twarzy, tym razem u niewidomego mężczyzny. Czy transplantolodzy zaczęli prześcigać się w tym kto i kiedy wykona najbardziej obszerny i oryginalny przeszczep?

Reklama

Prof. Maria Siemionow: Nigdy nie będzie pełnego przeszczepu twarzy. U każdego pacjenta, u którego wykonywany jest zabieg, zawsze są jakieś tkanki, które pozostały po wypadku. Może to być np. przeszczep całej skóry twarzy, ale bez fragmentów kości. Z większą powierzchnią po prawej stronie twarzy, a mniejszą po lewej. To nie ma większego znaczenia i sądzę, że nie o to chodzi, a przynajmniej nie to powinno być głównym celem.

Najważniejsze było opracowanie logistyki skomplikowanych operacji, jakimi są przeszczepy twarzy, w czym miałam swój pionierski udział, uzyskując w 2004 r. jako pierwsza na świecie zgodę komitetów medyczno-etycznych na przeszczep twarzy u człowieka. Mniejsze znaczenie ma natomiast to jak bardzo przeszczep był spektakularny. Transplantolodzy nie licytują się kto przeprowadził przeszczep większej nerki lub serca. Nie o to chodzi. Najważniejszy jest pacjent. To rodzaj deformacji jego twarzy decyduje jaki powinien być przeszczep.

PAP: Czy słuszna była decyzja chirurgów z Bostonu, którzy przeszczepili twarz osobie niewidomej, jeśli nawet było to spełnienie jej największych marzeń?

Prof. Siemionow: Niewidomy mężczyzna po przeszczepie ma powieki, ale nie ma gałek ocznych. I nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie je miał. Z tego tylko powodu nie spełnia podstawowych kryteriów kwalifikowania pacjentów do takiej operacji. Chodzi o to, że powieki, które zyskał, nie spełniają u niego żadnej funkcjonalnej roli. Do żmudnego procesu rehabilitacji niezbędna jest zdolność widzenia. Pacjent po przeszczepie musi wykonywać przed lustrem liczne ćwiczenia nowej twarzy, by opanować na nowo jej funkcje i pobudzać korę mózgową do jej integracji. Po przeszczepie ręki trzeba nauczyć się podnoszenia drobnych przedmiotów, układać puzzle, a nawet nawlekać igłę. Jak ma to robić osoba niewidoma? Nasza pacjentka Connie Culp, u której przeprowadziliśmy przeszczep twarzy, 2,5 roku temu, jest niewidoma na jedno oko i nawet jej trudno było wykonywać niektóre ćwiczenia.

Reklama

PAP: Tymczasem chirurdzy w Bostonie szykują kolejną sensację: chcą po raz pierwszy przeszczepić kobiecie twarz oraz obie ręce, które straciła po tym jak zaatakował ją szympans.



Reklama

Prof. Siemionow: Nie chcę tego oceniać. Mnie najbardziej zależy na tym, by były wykonywane porównywalne przeszczepy twarzy. Byśmy mogli skonfrontować uzyskane wyniki i ustalić u jakiego pacjenta jest duże prawdopodobieństwo, że uzyskamy pożądane i trwałe efekty funkcjonalne. A im więcej będzie kontrowersyjnych operacji, tym trudniej będzie to określić. Dotychczas przeprowadzono 14 przeszczepów twarzy i zdarzyły się dwa zgony, w Chinach i we Francji. My staramy się dobierać do przeszczepów twarzy pacjentów u których będziemy mogli porównać powrót utraconych funkcji. I mamy zgodę na kilka kolejnych takich operacji.

PAP: Jak się czuje Connie Culp, której twarz w 2004 r. została całkowicie zdeformowana, kiedy mąż strzelił do niej ze strzelby z odległości 2,5 metra? Straciła wtedy nos, górną wargę, dolne powieki podniebienie, policzki i górną szczękę.

Prof. Siemionow: Przed przeszczepem twarzy przeszła 23 operacje. Oddychała przez rurkę tracheotomiczną i karmiona była przez tubę gastryczną. Przeszczep był dla niej ostatnią nadzieją na normalne życia. Dziś może już oddychać przez nos. Po licznych zajęciach z logopedą swobodnie mówi, podnosi powieki, nozdrza nosa i górną wargę. Potrafi sama jeść, co nie było wcześniej możliwe, bo nie miała podniebienia. Obecnie po usunięciu nadmiaru skóry, co wykonaliśmy w lipcu 2010 r., jej twarz wygląda normalnie. Wróciła do życia społecznego i jest z tego powodu szczęśliwa. Jest w znacznie lepszym stanie psychicznym i nie wykazuje już objawów stresu pourazowego. A co najważniejsze - odzyskała poczucie własnej wartości.

PAP: Czy Connie Culp, podobnie jak inne osoby po przeszczepach, będzie musiała do końca życia zażywać leki zmniejszające odporność organizmu, by zapobiec reakcji odrzutu przeszczepu?

Prof. Siemionow: Chory musi zażywać nawet 20 leków i zawsze pozostaje ryzyko, że dojdzie do odrzutu przeszczepu. W przypadku transplantacji twarzy jest o tyle lepsza sytuacja, że dość szybko można zauważyć pierwsze objawy takiej reakcji. Bo twarz najpierw robi się wtedy czerwona. Jest jednak nadzieja, że ryzyko odrzutu będzie w przyszłości mniejsze, a pacjent nie będzie musiał przyjmować tak dużo leków. Służą temu badania jakie prowadzę nad nowym lekiem. Jest to przeciwciało-białko, które działa bardziej selektywnie na komórki odpornościowe organizmu. Wywoływane przez niego skutki uboczne powinny być zatem mniejsze.



Z dobrym skutkiem przetestowaliśmy działanie tego przeciwciała na zwierzętach. U szczurów odstawiliśmy lek już po 7 dniach, a mimo to nie wykazywały one żadnej reakcji odrzutu przeszczepu. Od września 2010 r. prowadzimy badania kliniczne używając tego samego przeciwciała u chorych po przeszczepie nerki. Mamy nadzieje, że pacjenci po różnego typu transplantacjach będą mogli zażywać tylko jeden lek lub przynajmniej znacznie mniejsze dawki niż dotychczas. I być może nie będą musieli tego robić przez całe życie.

Gdyby udało się tego dokonać, powodzenie tego przedsięwzięcia byłoby ważniejsze niż skomplikowany zabieg przeszczepu twarzy.

Rozmawiał Zbigniew Wojtasiński (PAP)

Prof. Maria Siemionow przebywała w Polsce na zaproszenie Polskiej Akademii Nauk. Jest absolwentką Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Od wielu lat pracuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie kieruje badaniami w chirurgii plastycznej w Cleveland Clinic Foundation. W tym ośrodku po ponad dwudziestu latach przygotowań 17 grudnia 2008r. przeprowadziła pierwszą w USA i czwartą na świecie transplantację twarzy. Przeszczep obejmował ponad 80 proc. twarzy. Polegał na rekonstrukcji twarzy łącznie z ważnymi strukturami kostnymi, chrzęstnymi i naczyniowymi.